Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom I.djvu/196

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wiele dla drugich uczynić może, gdy Pan Bóg mu daje to, czego nikomu pono nie wyświadczył.
Dlatego jednak bacznym być na każdy ich ruch i krok nie zawadzi.
Ponieważ dla przyrzeczonej audyencyi oddalać się im nie wypadało, a król na łowy do Niepołomic pojechał, i dopiero na samo wesele powrócić obiecywał, o czem różne złośliwe chodziły interpretacye, do których i pana Branickiego starostę mięszano, gdy dwaj Zborowscy nie mieli co w Krakowie robić, zmówili się do Piekar.
Dom ten siostrzenicy ich, wdowy, wesoły był, zawsze pełen gości, otwarty, a sama pani jeszcze wdzięczną twarzyczką i humorem przywabiała młodzież, tak że często i ze skrzypkami ją najeżdżano. A że Samuel rad tu bywał i przesiadywał, a pani Włodkowa gorąco go broniła, posądzano ich o ściślejsze może niż były stosunki. To pewna, że gdy do Piekar przybył, trudno go ztąd było wyciągnąć, a poczynał tu sobie jak w domu własnym...
Dwór był drewniany na podmurowaniu, obszerny dosyć, ale tyle razy dobudowywany, poprawiany, rozszerzany, że nazewnątrz nieforemnie wyglądał. Ratowało go to tylko, że drzewy, krzewami i kwiatkami dokoła był obrosły.
Lecz, żal się Boże było ogrodu i dziedzińca, gdzie tylu gości codzień najeżdżało. Naprzód na podwórzu, ludzie, konie i psy zostawiały po