Strona:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu/80

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Oj! dałbym sobie radę, gdyby sił potemu!
Co się święci, znieść trudno i najcierpliwszemu.
Dom mój do szczętu złupion! Ujmijcież się przecie
Krzywd mych, jeśli się wstydać sąsiadów nie chcecie
Do koła mieszkających; wszak was Bogi mściwe
Mogłyby skarać za ich gwałty niegodziwe.
Zanim się Zews olimpski, za mnie Temis nasza
Pomści, co ludzkie rady wspiera lub rozprasza.
Pofolgujcie mi, błagam! Czyż mało wam na tem?
Że własne utrapienie moje dla mnie katem?
Miałżeby kiedy Odys, rodzic mój poczciwy
Umyślnie was obrazić knemidne Achiwy.
Że na mnie wetujecie swe dawne obrazy,
I podszczuwacie gachy? Wolałbym sto razy
Widzieć dom mój, dobytek, przez was pochłonięty —
W tem nieszczęściu ocalić możnaby choć szczęty,
Bo dopótybym chodził od chaty do chaty
Krzycząc: wróćcie co moje! ażbym odbił straty...
Gdy ninie tylko zgryzot poicie mię jadem!

Rzekłszy to, o ziem cisnął berło; łzy mu gradem
Z ócz się polały. Lud się łez jego litował:
Wszyscy wkoło milczeli, i niewystępował
Nikt z piorunną pogróżką przeciw jego mowie;
Tylko syn Eupejthesa Antinoj tak powie:

»Chłopcze ostrojęzyczny, wyrwałeś się hardo
Z potwarzą; chcecz nas okryć wstydem i pogardą.
Cóż zalotnicy złegoć zrobili? gdzie wina?
Raczej w twej matce, chytrej niewieście przyczyna.