Strona:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu/472

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wtem znów Melanto napadła Odyssa napastną
Mową:
»Cóż to przybłędo, nocy nam spokojnej
Niedasz, i wciąż się kręcisz, jakbyś nieprzystojny
Zamiar miał? fora z dwora! wszakżeś po wieczerzy?
Wynoś się, bo ta głownia plecy twoje zmierzy.«

Mądry Odys w nią wlepił spojrzenie ponure:
»Za co mi, znów niecnoto, załazisz za skórę?
Czy za to żem niemłody; czy żem tak obdarty!
Czy że mię do żebraczki zmusza los uparty?
Przecież to przeznaczenie biednych i tułaczy!
Niegdyś i jam był szczęśliw i żyłem inaczéj
W moim zamku, i często przychodniów wspierałem;
Co za jedni, i zkąd są, nigdy nie pytałem.
Było u mnie sług wiele, były mnogie włości
I, co do zbytku służy i okazałości.
Ale wszystko mi odjął Bóg, w swej woli świętej!
Pamiętaj i ty dziewko, że twoje ponęty
Któremi tak się chełpisz, mogą spełznąć snadnie;
A nuż gniew twej królowej kiedy na cię spadnie,
Albo Odyssejs wróci? — wszystko stać się może.
Lecz on zginął i w tym tu niezjawi się dworze!
Zato syn jego żyje i Feb go zaszczyca
Łaską swą; on wie przecież co tutaj kobiéca
Rozpusta dokazuje majacząc zdradziecko;
Telemach w domu swoim, to pan, a nie dziecko.«

Penelopa słuchała gdy mówił — aż wreszcie
Gniewem wybuchła przeciw zuchwałej niewieście: