Strona:PL Herbert George Wells - Pierwsi ludzie na księżycu.pdf/145

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Naradziwszy się chwilę jeszcze z Cavorem, obiema rękami uchwyciłem jeden z prętów i lekko odciąłem go w bok, przyczem o mało nie upadłem. Odgiąwszy drugi w drugą stronę, wyrzuciłem z kieszeni surduta świecący grzyb, przygotowywając się przeleźć przez kratę.
— Ostrożnie, nie spiesz się — szepnął Cavor, gdym się wcisnął w rozszerzony otwór. Zawisnąwszy na łokciach, wysunąłem głowę, obrzuciłem wzrokiem całą pieczarę, zalaną selenitami i znowu skryłem się, aby mnie nie dostrzegli. Przelazłszy przez kratę, położyłem się, a gdy Cavor po chwili znalazł się obok mnie, ostrożnie wyjrzeliśmy z zagłębienia.
Pieczara okazała się znacznie większą niż nam się na pierwszy rzut oka zdawało, otwór zaś znajdował się w najniższem miejscu jej falistego dna. Rozszerzała się w miarę oddalenia, a sufit obniżał się, zasłaniając nam zupełnie jej krańce. Całą jej długość w linji średnicy zajmował rząd nieruchomych, wielkich białawych postaci, przy których pracowali selenici. Zrazu wydało mi się, że są to jakieś cylindry maszyn, przy bliższem jednak przyjrzeniu się ich głowom zwróconym w naszą stronę, doszedłem do przekonania, że mamy przed sobą szereg trupów księżycowych krów, obdartych ze skóry, tak, jak u nas obdzierają wieloryby. Selenici zdejmowali z nich mięso, a tam gdzie już je zdarli, bielały kości szkieletów. Dźwięk: t-szuk, t-szuk, któryśmy słyszeli, powstawał przy rozrąbywaniu mięsa przez tych rzeźników malemi toporkami. Nieopodal od nas znajdował się rodzaj dźwigni, windującej je na wagoniki, któremi wywożono je w głąb pieczary. Ta niezliczona ilość cielsk, służących za pożywienie, nasuwała myśl o olbrzymiem zaludnieniu księżycowego świata, zwłaszcza