Strona:PL Herbert George Wells - Pierwsi ludzie na księżycu.pdf/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zamilkł, jak gdyby oczekując potwierdzenia z mojej strony, ale ja siedziałem, wrząc gniewem:
— Na hak z całą twoją wiedzą! — mruczałem.
— Cała kwestja teraz w tem, aby nawiązać z nimi rozmowę — rzekł Cavor. Obawiam się, że gestów naszych nie zrozumieją. Naprzykład wskazywanie. Prócz ludzi i małp nie wskazują żadne stworzenia.
Mojem zdaniem uwaga ta była niesłuszną, rzuciłem tedy gniewnie:
— Prawie wszystkie zwierzęta wskazują nosem lub oczami.
— Tak, — rzekł Cavor po chwili namysłu — tylko, że my wskazujemy palcem. Wielka to, ogromna różnica.
— Dajmy na to — ciągnął dalej — oni wydają jakieś dźwięki, piszczą czy gwiżdżą. Być może, że to ich rozmowa, ale jakże ja się będę z nimi porozumiewał? Mogą mieć całkiem inne myśli, inne sposoby ich wypowiadania. Oczywiście mają dusze, my również: musimy mieć więc coś wspólnego. Kto wie, jak daleko moglibyśmy porozumienie z nimi doprowadzić?
— Te stworzenia całkiem są od nas odrębne — wtrąciłem — bardziej niż najdziwniejsze zwierzęta ziemskie. Z zupełnie innej gliny stworzone. Co nam pomoże taka rozmowa?
Cavor zaprzeczył: — W tem racji nie widzę — mówił. Gdzie duch jest, muszą być jakieś wspólne cechy — nawet jeśli te duchy wychowane są na innych planetach, w innem środowisku. Naturalnie może być mowa o instynkcie, jeśli jedni z nas nie są zwierzętami...?