Strona:PL Henryk Sienkiewicz - Pan Wołodyjowski.djvu/186

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I jechali wesoło dalej, pokrzykując, pewni uczty wieczorem. Pogoda uczyniła się cudna. Trębacze zagrali po chorągwiach, dobosze uderzyli w kotły i z wielkim gwarem wjechali do Chreptiowa.






ROZDZIAŁ  XXVII.


W Chreptiowie, nad wszelkie spodziewanie, zastali państwo Wołodyjowscy gości. Przybył pan Bogusz, który na kilka miesięcy tu sobie rezydencyę wybrać postanowił, dla traktowania przez Mellechowicza z rotmistrzami tatarskimi: Aleksandrowiczem, Morawskim, Tworowskim, Kryczyńskim i innymi, bądź z Lipków, bądź z Czeremisów, którzy w sułtańską służbę poszli. Do pana Bogusza przyłączył się stary pan Nowowiejski, z córką Ewą, wreszcie pani Boska, osoba stateczna, również z córką, młodziuchną jeszcze i bardzo urodziwą, panną Zosią. Widok białogłów w pustynnym i dzikim Chreptiowie uradował, ale jeszcze więcej zdziwił żołnierzy. One także były zdziwione i widokiem pana komendenta i pani komendantowej. Pierwszego bowiem, sądząc z rozgłośnej a straszliwej sławy, wyobrażały sobie jako jakiegoś wielkoluda, który samem spojrzeniem ludzi przeraża, drugą jako olbrzymkę, o wiecznie zmarszczonej brwi i grubym głosie. Tymczasem ujrzały przed sobą drobnego żołnierza z twarzą uprzejmą, pogodną — i również drobną, a różową, jak kukułeczka, kobiecinkę, która w swych szerokich szarawarach i przy szabelce wyglądała raczej na urodziwe nad miarę pacholę, niż dorosłą osobę. Niemniej oboje gospodarstwo przyjęli gości z otwartemi ramionami; Basia ucałowała serdecznie, jeszcze przed prezentacyą, wszystkie trzy niewiasty, potem zaś, gdy powiedziały jej, kto są i zkąd jadą, rzekła:
— Radabym nieba przychylić waćpani i waćpannom! Okrutniem wam rada! Dobrze, że jakowa przygoda nie spotkała was w drodze, bo o to w naszej pustyni nie trudno, ale właśnie dziś do szczętuśmy grasantów wygnietli.
Widząc zaś, że pani Boska spogląda na nią ze wzrastającem zdumieniem, uderzyła się po szabelce i dodała z wielką chełpliwością:
— I ja byłam w bitwie! A jakże! Tak to u nas! Dla Boga, pozwólże mi waćpani odejść, szatki przystojniejsze dla mojej płci wdziać i trochę ręce ze krwi obmyć, bo z okrutnej bitwy wracamy. Oho! żeby Azba nie był zniesion, możebyś waćpani nie dotarła szczęśliwie do Chreptiowa. W mig wracam, a Michał będzie przez ten czas służył waćpani.