Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Pisma zapomniane i niewydane.djvu/149

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

papierze, natomiast końce obsadek znalazły się, jak na komendę, w ząbkach autorek. Towarzyszyło temu ustawiczne spoglądanie na siebie, oraz rozmaite inne oznaki niepewności.
Nagle Marynia złożyła pióro:
— Dobrze, ale co będzie, jeśli nam pozwolą czytać naszą powieść?
— Jest i na to rada.
— Powiedz.
— Mówiłam już, że powieść musi być taka, że to strach, to znaczy, że musi być okropnie nieprzyzwoita.
— Ach, tak! — prawda.
— Niech moi tatusiowie i ciocia Anielka wiedzą, że przed nami nie trzeba już niczego ukrywać.
Chwila skupienia, poczem twarz Irki rozpromienia się, widocznie pod wpływem genjalnego pomysłu.
— Ja — mówi — proponuję tak zacząć: „Juljusz i Idalja, zaledwie się na balu poznali, zaraz zaczęli być okropnie nieprzyzwoici!“...
— Doskonale! — odpowiada Marynia. — Z pewnością nie pozwolą nam tego czytać.
I pióra poczynają tym razem skrzypieć na dobre, ale po tak szczęśliwym początku Marynia przerywa znowu pracę:
— Widzisz... dobrze... tylko pierwej musieli się poznać, rozmawiać ze sobą i pokochać się. Wiem na pewno, że w powieściach, nie dla dzieci, zawsze się kochają.