Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Na Oceanie Atlantyckim.djvu/06

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zdobył, na mocy czego nasz Ozorków również za niezdobytą warownię poczytywaćby można.

Ale jak pomiędzy naszemi miastami każde ma jakąś osobliwszą sławę, skutkiem której mieszkańcy ich mówią: „u nas, panie, w Płońsku”, „u nas w Kozienicach”, lub: „u nas w Przytyku, to, panie, znajduje się to i owo” — a mówią z taką dumą, jak gdyby: chez nous à Paris[1] — tak i Queenstown odznacza się tem, że stanowi wrota Oceanu. Tu kończy się Morze Irlandzkie, a zaczyna się Atlantyk, i z tego powodu prawie wszystkie okręty, idące z Anglji do Ameryki i odwrotnie, mają tu swój kilkogodzinny przystanek. Nasz okręt również zarzucił opodal od brzegu kotwicę, i potężnem gwizdaniem oznajmił miastu swoje przybycie. Mały parowiec przywiózł nam nowych pasażerów, a po największej części emigrantów, którzy cisnęli się na pokład z żonami, z dziećmi, z pakunkami, z biedą i z nadzieją, że ową biedę utopią w morzu w czasie podróży. Rozpoczęło się wyładowywanie pakunków i towarów z małego statku na wielki, przyczem rzucano pakami i kuferkami tak, iż zdawało się, że będą gwałtu krzyczały. Na małym parowcu znajdowało się także kilku przekupniów. Jakaś młoda dziewczyna z ładnemi niebieskimi oczyma i koszykiem pomarańcz w ręku, wykrzykiwała wniebogłosy pochwały swego towaru, odpowiadając jednocześnie na dowcipy, jakie jej razem z szylingami przesyłano z wysokiego naszego statku, który przynajmniej o trzy piętra przenosił przybyłego pigmejczyka. Był to widok bardzo ożywiony: majtkowie,

  1. u nas w Paryżu (franc.).