Przejdź do zawartości

Strona:PL Helena Staś - Moje koraliki.pdf/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 32 —

Cisza podziałała jakoś lękliwie na nich, szczególniej na Stefę. Radziła więc już zbierać się do domu.
— Wiesz co? — mówiła — mnie by się tu ciągle zdawało, że mnie napadną Indyanie...
— Jakbyś się wzięła do tej historyi co to robisz z niej sekret — to byś o Indyanach zapomniała.
W tejże chwili usłyszeli poza plecami jakiś szelest, ale zanim zdołali się obrócić — czarna opaska spadła im na oczy.
— Indyanie! — krzyknęła trwożliwie Stefa.
Zygmuś nie wydał głosu, tylko raptownie choć nie widział, sięgnął po leżącą obok strzelbę.
— Zygmuś! ratuj! — jęknęła Stefa.
— Nie bój się! jestem przy tobie! — odpowiedział dość odważnie chłopcćyna, a wyciągnąwszy w jej stronę rękę starał się ją uchwycić.
— Hi — hi — hi — hi! — Zachichotało nad ich głowami, na co oboje wykrzyknęli radośnie: — Władek! Mańka!
Ci zdjęli ręce im z oczu i poczciwa czwórka zaczęła się ściskać przy czem nie obyło się bez koziołków i kulania po trawie.
Gdy pierwsza uciecha minęła, dowiedzieli się goście z miasta, że rodzice ich przyjaciół wybrali się za sprawunkami, a zatem Władek jako starszy miał polecone w razie gdyby kto pukał, nie otwie-