Przejdź do zawartości

Strona:PL Helena Staś – Na ludzkim targu.pdf/46

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   42   —

— Doskonale wyglądasz, masz tę samą suknię na sobie, którą dziś włożyłaś.
— Chciałam się tem lepiej mu przypodobać.
— To i dobrze. Jak już postanowiłaś wyjść za niego, to umilaj mu godziny. Widzisz moje dziecko, przedślubny czas to powinien być jasny jak niebo o wschodzie; przyjdą później i słoty i wichry i burze.
— Ciekawam, w czem mama dopatruje się we mnie chęci zerwania — przerwała Renia potoczystą wymowę matki.
Nie usłyszała wszakże odpowiedzi, bo głos dzwonka rozległ się w mieszkaniu, a za chwilę matka i córka witały w przyległym pokoju — Romińskiego.
Po wzajemnem wypytaniu się o zdrowie, utyskiwaniu na gorąco, mama zostawiła młodych samym sobie, a podążyła do kuchni przygotować chłodny poobiedni posiłek.
Panna Renia usiadła do fortepianu, uderzyła kilka akordów, wywołała tęskne tony i — zaśpiewała pieśń miłości...
Romiński był w siódmem niebie, czas leciał jak na skrzydłach.
Po skończonym śpiewie gawędzili swobodnie o potrzebach przyszłego ich mieszkania, jako też o przygotowaniach na wesele, które było naznaczone za tydzień. Oboje