Przejdź do zawartości

Strona:PL Helena Staś – Na ludzkim targu.pdf/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   29   —

nie ustępując pierwszym w rozmiarze, trzech aptekarzy, i znaczną liczbę zamożnych obywateli; dalej panny i panie w barwnych lub białych strojach, wyróżniające się jak kwiatki na łące, a wreszcie z najeżonymi wąsami i czuprynami w wytartych ubraniach, ściskających w twardych dłoniach kapelusze, spracowanych, łaknących serdecznego słowa, tchnącego miłością Ojczyzny — robotników.
Pod samą ścianą, jakby w obliczeniu na dodatkową klasę ludzi, stoi kilka krzeseł i na jednym z tych spostrzegamy — Romińskiego. Z starszym od siebie mężczyzną prowadzi ożywioną rozmowę:
— Przyznam się koledze — mówi Romiński — nie spodziewałem się spotkać tu na obczyźnie między Polakami, tyle patrjotyzmu.
— Tak, — odpowiada nazwany kolegą. — W kraju naszym nie mają pojęcia, ile my tu pracujemy, aby się nie wynarodowić. Cieszę się, że kolega przybył dziś na nasz obchód; u was, jeśli się nie mylę, zapowiedziany jest na niedzielę.
— W niedzielę rzeczywiście przypada — odpowiada Romiński. Sam, wystąpię z mową, a dzieci przysposobiłem ze śpiewami i deklamacjami. U nas brak odpowiednich sił do występów.