Przejdź do zawartości

Strona:PL Helena Staś – Na ludzkim targu.pdf/195

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   191   —

dla siebie o posadę nauczycielki w parafjalnej szkole. (?!)
Widzisz pan takie indywidua ośmielają się rzucać krytykę na ludzi pracy. Takie podłe gadziny śmią się nazywać zwolennikami „miłości bliźniego”. Piękny przykład dali na mnie nieprawda? Obdarli mnie z wszelkiego piękna, zbezcześcili, rzucili we mnie podłością za uczucie religijne, a ono to właśnie wiodło mnie przez ciemność życia ku światła wyżynom.
Gdym przez złość ich padała pod krzyżem cierpienia, o jedną tylko łaskę prosiłam Boga, a tą było by Bóg zachował mi talent, iżbym kiedyś jako odwet mogła go odbić na czarnem tle dusz mych prześladowców.
Pan szepce coś o litości?
Nademną się nikt nie litował! Dla zbrodniarzy, którzy nietylko że wydzierają od ust konającego ostatnią ożywczą kroplę, ale rzucają się jak wampiry na poległych w walce, bez względu czy ci drgają jeszcze życiem — nie ma litości! — Niechby tylko jedna boleść, jedno upokorzenie z tych wielu, jakie ja z ich przyczyny przeszłam, szarpnęły ich jestestwem, to będę pomszczoną i — wówczas przebaczę. Te przykrości które wymieniłam, to tylko maleńka cząsteczka z tych wielu, które codziennie spotykałam. Ileż razy w rozpaczy patrzałam w to światło, co jasne kręgi