Strona:PL Helena Staś – Na ludzkim targu.pdf/169

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   165   —

... Wszakże zgasły wszystkie ideały, i nie było wokół niego — jeno ciemność...
Utkwił smutne źrenice w sklepienie niebios i żałosnym głosem znowu wyszeptał: — Boże, mój Boże — czemuś mnie opuścił?
Ale niebo nie było takie czarne, jak wczoraj, ani też słowom jego nie towarzyszył huk gromów, — wiatr wprawdzie chłodny wdzierał się pod ubranie, jakby zimną przestrogę chciał dać, ale gwiazdki błyszczały na niebie, dodając tem samem biednemu samotnikowi — nadziei — wpatrzył się też z całą ufnością w górne światełka i z nich czerpał natchnienie na nową drogę. Ku nim zwrócił starganą myśl i ich blaskiem odpowiadał na rosnącą żądzę światła w samym sobie. Patrzył się w niebios iskierki i szeptał: — Choćby takim płomyczkiem świecić na ziemi — dozwól mi Panie!
Powoli, ukojenie zaczęło napływać do duszy, a z niem poczucie człowieczej godności.
Cierpieniem posiadł wiedzę, której, czemużby nie miał użyć dla dobra bliźnich?... Silny jest samopoznaniem i siłę tę winien wykorzystać. Siła ta odtąd będzie mu przewodnikiem; ta wskazywać będzie drogę.
Śnił rozbitek nadzieję, patrząc w migające niebios światełka.