Przejdź do zawartości

Strona:PL Helena Staś – Na ludzkim targu.pdf/143

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   139   —

I zmrok ołowiu od końca do końca,
I straszna przepaść bez dna i bez brzegu,
I znikąd jasny nie spływa obrońca...

I jak te wały na widziadła ściegu
Pienią się, syczą i biją do góry
I znów spadają w rozhukanym biegu,

Tak i duch mistrza, troskami ponury
O przyszłość świata, tę barkę smaganą,
Rwie się i rwie się, to znowu do chmury

Podobien ciężkiej, gdy jest poszarpaną
Strzałami słońca, co przez nią przeziera,
Zaczyna błyskać, jak po nocy rano...

A w okół niego właśnie noc zamiera:
Przez skał szczeliny, co po nad nim wiszą,
Świt oto drogę złocistą otwiera.


Odgłos dalekiego grzmotu, jakby urągając ostatnim słowom ozwał się w oddali, więc Romiński nie mając gdzieby na tę noc głowy skłonić, wstał i opuścił park.
Dziwny lęk i niepokój ogarniał go tego wieczora. I w jego duszy zrywało się coś z różnorakich prądów mocującej się przyrody.
...Czyżby i dla niego skrzywdzone starego