Strona:PL Gustawa Jarecka - Szósty oddział jedzie w świat.pdf/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wandzia nie powiedziała nic. Myślała o tem, że to naprawdę była piękna wycieczka, że dużo jest dziewcząt w fabrycznej Łodzi i nawet na bliskiem Pomorzu, które nigdy nie zobaczą morza, nie wyjadą poza swoje rodzinne miasto i nie znajdą prawdziwej przyjaciółki, takiej dzielnej i miłej.
W milczeniu uścisnęła rękę Ojdy, która siedziała obok i właśnie zaczynała drzemać.
— Co? — zapytała ją sennie Marysia.
— Nic, nic — powiedziała Wandzia i roześmiały się obie bez powodu, poprostu z radości, że dobrze jest umieć się cieszyć swoim powszednim dniem.
Na siatkach podskakiwały paczki. Kilka nieznużonych dziewczynek zmieniało się jeszcze wciąż przy oknach, pociąg dudnił szybko po szynach.
Ledwie dziewczynki się spostrzegły, kiedy zbliżył się kres podróży i przez okna zajrzały czerwone pelargonje w skrzynkach za oknami małego budynku stacyjnego w Wąbrzeżnie.
Niektórzy rodzice czekali już na stacji. Mamusia Wandzi zdaleka powiewała chusteczką, a wysoki czerwony na twarzy numerowy, pan Grzegorczyk, ojciec Trudy zdjął czapkę.
On pierwszy podbiegł do wagonu, odstawiwszy swoją taczkę, „karę”, jak mówiono tutaj.
— Truda — zawołał — jak się masz, jak ci poszło?
Wtedy nietylko Truda, ale cały VI oddział zawołał chórem: