Strona:PL Gould - Gwiazda przewodnia.djvu/138

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Czy przypominasz sobie małą dziewczynkę, która, jak mi mówiono, przebywała czas jakiś w twoim domu, w zimie 18. . . roku?
— Nie mieliśmy stałych lokatorów w owej porze — po chwilowym namyśle odparł John.
— Moje wiadomości są bardzo niedokładne. Nie wiem nawet, czy dziecko przybyło samo, czy w towarzystwie drugiej osoby... wiem tylko, że towarzyszył jej niejaki Barnej Brian..
— Jestem w domu! — wykrzyknął uradowany oberżysta, biegnąć do drzwi. — Zuziu! Zuziu! chodź tu, a żywo!...
Bracia zamienili znaczące spojrzenia.
— Niech panowie nie myślą, żem zwarjował, ale chciałbym, aby żona moja to usłyszała. Tyle razy myśleliśmy, co się też stało z tem dzieckiem.
— Zuziu — dodał, zwracając się do wchodzącej żony — oto pan Clive z Nowego Yorku i brat jego, pan generał Clive, którzy chcieliby się dowiedzieć o twojej małej faworytce, Marjorie.
— Marjorie! — zawołała pani Merill — drogie, kochane dziecię! Nigdy jej nie zapomnę!... Takie to było dobre i miluchne stworzenie!
— Zechciej mi pani powiedzieć wszystko, co wiesz o tej małej — drżącym i przyciszonym głosem odezwał się generał.
Oberżystka spojrzała na niego zdziwiona i w treściwych słowach opowiedziała mu, jak sędzia Gray zajął się opuszczonem dzieckiem, które polecił chwilowo jej staraniom i następnie sprowadził do siebie pod opieką pana Stevensa.
— Potem już nie wiem, co się z nią stało — kończyła pani Merill. — Pan sędzia mówił mi tylko raz, gdy go o nią zapytywałam, że jest na opiece u jakichś państwa w Nowym Yorku i że jej tam jest bardzo dobrze. Pan sędzia zasiada teraz w innym trybunale i nie był tu już od roku. Nieraz zbierałam się odwiedzić moich drogich dawnych państwa, ale zawsze schodziło z roku na rok, a teraz już starość nadchodzi i trudno wyruszyć się z domu... Przepraszam panów za moją śmiałość, ale czy panowie wiedzą może, kto jest ta maleńka?
— Nie mamy żadnej pewności w tym względzie — rzekł pan Clive, ostrzegając brata spojrzeniem — ale imię jej, niezwykłe w tym kraju, obok innych faktów z niem związanych, naprowadza nas na pewne domysły.
— Ja też zawsze mówiłam, że to musi być pańskie dziecko — ciągnęła pani Merill, ożywiając się. — Wyrażała się zawsze tak ładnie i poprawnie, a raz, gdy ją ktoś nazwał Ir-