Strona:PL Gould - Gwiazda przewodnia.djvu/034

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Czyż ja jestem inną, niż tamte dziewczynki? — mówiła z płaczem. — Przezywają mnie Irlandką, ale ja nie jestem Irlandką! Mac-Keonowie są Irlandczycy, ale ja nie!
— Uspokój się, moje dziecko — odparła babcia — a w duchu pomyślała sobie, że niejedno bolesne przejście czeka w późniejszem życiu tę tak głęboko uczuciową i wrażliwą dziecięcą naturę.
— Lili nie powinna była w ten sposób przemawiać do mnie!... — mówiła Margie, boleśnie dotknięta jej niesprawiedliwością.
— No przestań już, przestań, maleńka! — prosił Regie — bo zobaczysz, że poobcinam wszystkie loczki lalce i będzie wyglądać jak pudelek małego Tomcia!
Margie uśmiechnęła się wśród łez, nie mogąc oprzeć się przewadze, jaką Regie miał nad nią.
— Gdzie moje dzieci? — zawołał z dołu głos sędziego. — Rexie, przyprowadź mi małą! Chcę jej dać kremu śmietankowego z konfiturami, zje go w towarzystwie świętego Mikołaja. A niechaj pamięta, że to niemały zaszczyt zasiadać w tak świątobliwem towarzystwie! Cóż mała panieneczka na to?
I wprowadziwszy ją za rękę, wziął potem na kolana i usiadł między Metą Livingstone i Emmą. Obie dziewczynki, współczując głęboko z sierotką, zabawiały ją, jak mogły; następnie sędzia zaproponował grę w ciuciubabkę i pierwszy sobie pozwolił zawiązać oczy. Nastąpił hałas i gwar nie do opisania; wesołość zapanowała ogólna. Pani Marston, która zafrasowana siedziała na uboczu, uczuła nagle, jak nieśmiała rączka dotknęła jej ramienia. Obejrzawszy się, spostrzegła obok siebie stojącą Marjorie, z twarzyczką silnie zarumienioną i zakłopotaną.
— Pani! — szepnęła bardzo lękliwie — czy nie mogłabym prosić pani o przywołanie Lili?
— Dlaczego mnie o to prosisz? — spytała pani Marston zdziwiona.
— Bo — ciągnęła dalej dziewczynka, nabrawszy trochę odwagi z łagodnego spojrzenia babci, zachęcająco zwróconego ku niej — bo... musi jej być przykro, iż odsuniętą została od tak wesołej zabawy, a ja... ja się nie gniewam już na nią o to, co powiedziała.
Słowa te wyrzekła z takim spokojem, pełnym jakiejś wrodzonej godności, że pani Marston zwróciła się ku niej z jeszcze większem zdziwieniem.
— Lili znalazła się bardzo niewłaściwie, ale na twoją prośbę przebaczę jej.