Strona:PL Gaskell - Szara dama.djvu/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

prosiłam, aby poszła do mnie, zapaliła tam świecę i z nią wróciła. Zostałam tedy sama w ciemnym pokoju. Z tego co zauważyłam, zanim świeca zgasła, i z tego com rozeznała, gdy moje oczy powoli przywykły do ciemności, spostrzegłam tylko duży stół z przyborami do pisania, przykryty ciężką serwetą spadającą aż do ziemi, stojący przy ścianie pośrodku, oparta o niego, ręką dotykając listów, stałam z twarzą obróconą do okna, przez które przebijał się zaledwie słaby blask księżyca. Upłynęło nie więcej nad parę minut od odejścia Amandy, kiedy jakiś cień ukazał się, zasłaniając ów blask, i usłyszałam wyraźnie cichy lecz wyraźny szelest uczyniony przez kogoś, usiłującego otworzyć okno.
W śmiertelnym strachu, gdyż tylko złoczyńcy mogli się o tej porze i w taki sposób dostawać do domu, chciałam uciekać, lecz wstrzymała mnie obawa, że moje kroki i hałas otwieranych drzwi nie ujdą uwagi przybyszów. Przyszło mi też do głowy ukryć się za kotarą we wnęce, dzielącej drzwi gabinetu od garderoby, czułam jednak, że zemdleję, zanim tam dojdę. Przykucnęłam więc na podłodze i wsunęłam się pod stół, w nadziei że serweta ukryje mnie przed bandytami. Nie byłam w stanie opanować wzburzonych zmysłów; w obawie, aby nie zemdleć, lub nie krzyknąć, wpiłam zęby w rękę tak, że pozostał mi na całe życie znak, który zwracał twoją uwagę, moja córko. Silny ból dopomógł do opanowania trwogi. Zaledwie się schowałam, otwarto okno i trzech mężczyzn wskoczyło do pokoju. Stanęli tak blisko mnie, że ich buty prawie mnie dotykały; śmieli się i szeptali między sobą. Byłam zbyt oszołomiona, żeby zrozumieć ich słowa, ale rozpoznałam śmiech mojego męża, syczący