Strona:PL Gaskell - Szara dama.djvu/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przestrach, ona nie bała się nikogo. Śmiało rozmawiała z Lefebvrem, który ją za to szanował, a nawet stawiała czoło mojemu mężowi, zachowując przy tem należny mu szacunek. Mimo dosyć ostrego języczka z innymi, względem mnie pełną była najczulszej tkliwości, a to tem bardziej, że wtajemniczona była w to, o czem jeszcze nie śmiałam panu de Tourelle powiedzieć; a mianowicie że spodziewałam się zostać matką; nadzieja tego wypadku roztkliwiała tę kobietę, która już nie spodziewała się mieć kiedykolwiek własnych dzieci.
Znów przyszła jesień, lecz pogodziłam się z mojem mieszkaniem, nowy budynek nie wyglądał już tak ponuro, kamienie i gruzy były uprzątnięte i pan de Tourelle kazał mi urządzić mały ogródek, w którym starałam się hodować te kwiaty, do których byłam przyzwyczajoną od dzieciństwa. Poustawiałyśmy z Amandą meble według naszego gustu, pan de Tourelle sprowadzał od czasu do czasu jakiś elegancki sprzęt w celu zrobienia mi przyjemności, słowem oswoiłam się z mojem pozornem więzieniem w części zamku, którego drugiej połowy nigdy nie zwiedziłam. Było to w październiku, dnie były piękne, lecz już krótkie, pan de Tourelle wyjechał był do swoich drugich oddalonych dóbr, do których jeździł tak często, zabierając z sobą Lefebvra i zapewne kilku innych służących, jak to zwykł był czynić. Czułam się swobodną w jego nieobecności, lecz zaczęłam to sobie wyrzucać, zastanawiając się, iż był on ojcem mojego przyszłego dziecka; starałam się wmówić w siebie, że to jego wielka miłość dla mnie powodowała zazdrość wskutek której nie pozwalał mi mieć żadnej styczności z moim drogim ojcem.