Strona:PL Garlikowska - Misteryum.djvu/146

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

trzasnęły się za nim zbyt głośno, roznosząc hałaśliwe echo po cichym korytarzu uśpionego hotelu.




— Czekam na panią już przeszło półtorej godziny — wyrzekł zniecierpliwionym głosem — gdzie też pani być mogła tyle czasu?
Lilith podniosła nań uśmiechnione oczy.
— Spotkałam Jumarta — odparła — i tak zagadaliśmy się.
— A, pięknego Jumarta?... oczywiście, można było zapomnieć, że czekam — powiedział jeszcze bardziej rozdrażnionym głosem i ściął usta.
— Pan zazdrosny? — spytała rozbrajająco — ale przepraszam, gdybym wiedziała... Cóż mnie zresztą obchodzi Jumart?
Wzruszyła ramionami i patrzyła w przedelikatną twarz Adama, myśląc, jak jej się wszystko w nim podoba, w istocie było mu z tą irytacją ślicznie, wyglądał znów na zagniewanego cudnego pazia.
Gdyby można odrzucić wszelkie względy... gdyby można przełamać jego skropuły, zapomnieć o owym przykrym dniu poraż-