Strona:PL Garlikowska - Misteryum.djvu/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kro, że pan chory, iż postanowienie swoje zmieniłam.
Tak mi dziwnie było adresować ten list w nieznane, dalekie strony i po rosyjsku. Jakże się panu podoba ten kraj?
U nas wciąż niepokój, powiadają, że wszystkie pociagi na dwa miesiące staną. I cóż byłoby wtedy? Rewolucja zerwałaby naszą złotolitą nić i tak długo, tak bardzo długo nie wiedzielibyśmy o sobie. Pan nie przyjechałby już tu do mnie.
Mnie tu źle. Wogóle obecnie kwalifikuję się bardziej do domu obłąkanych, aniżeli do życia rodzinnego.
Ale cóż to obchodzi pana, panie Ada? I znów zgrzyt, to mimowolnie, nie chcę mówić nic przykrego panu. Gdybym tam była, ujęłabym pańską jasną głowę w obie ręce i rozpłakała się, jak najtkliwsza, najsłabsza z kobiet, lecz to minie, przytem płakać nie potrafię; pozatem... gdyby pan był przy mnie, to jakże można dozwolić, aby łzy leciały na pańskie jasne włosy... nie wypada, zresztą pan nie chciałby zrobić przykrości panu Marjanowi...
Nie, nie chcę już poruszać tej kwestji, choć można łatwo dowieść, że nie ma pan racji. Czyż bowiem może mieć słu-