Strona:PL Garlikowska - Misteryum.djvu/083

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jak o trywjalnej kokietce, która tak grubymi środkami stara się go przyciągnąć, to, co ona czyniła odruchowo, może on brał za metodę!?
Netowicz, nie odrywając się od zajęć, ślamazarnym głosem rozpowiadał o swoich zdjęciach z Rapperswilu.
— Jaka śliczna wyspa, a ten zamek, możnaby się odgrodzić od świata i żyć... — dorzuciła Lilith — gdybym go mogła kupić, to... — urwała.
Podrażniona własnemi przedchwilowemi przypuszczeniami, zwróciła się do Adama, przechyliła przez dzielący ich stół i patrząc mu w twarz całą w czerwieni rubinowego światła, wyrzekła impertynencko:
— Gdybym miała dużo pieniędzy, to zabrałabym pana.
Adam drgnął, wpatrzył się w nią spojrzeniem dziecka, niesprawiedliwie urażonego.
— No... — ciągnęła, uśmiechając się lekceważąco, wprost arogancko — nie na zawsze, o nie... ale tak na pewien czas.
Twarz Adama przybrała wyraz nagłego gniewu, oczy zwęziły się, następnie rozwarły i patrzyły zwiększone nadmier-