Strona:PL Garlikowska - Misteryum.djvu/074

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z podejściem doświadczonej kobiety, powiedziała:
— Czuję aż tutaj — tak pachnie zawsze pani Lilith.




Sala, w której się ów raut, przeplatany tańcami, odbywał, okazała się bardzo prymitywną. Była to weranda, oświetlona papierowymi lampjonami, przepełniona towarzystwem dziś wyjątkowo nudnem.
W gronie panien naturalnie królował Jumart, nie tańczył wprawdzie, ale żonglerował swymi rakietowymi dowcipami, jakie podkreślał iście kobieco-zalotnymi uśmiechami oraz spojrzeniem swych wielkich czarnych oczu.
Adam i Lilith weszli do małego pokoju, poprzedzającego „salę“, w którym był bufet, i przyglądali się chwilę obecnym.
Adam stracił nagle humor, nie chciał wejść do tej „menażerji“, jak się wyraził w podrażnieniu.
— W takim razie i ja nie pójdę — zawyrokowała.
W pokoju było duszno i ciasno, wyszli więc i usiedli na ławce, jaka znajdowała się przy odsłoniętej z tej strony we-