Strona:PL Garborg Utracony ojciec.pdf/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Sny, nadzieje, miłość, pożądania — były to błędne ogniki, które tańczyły przede mną i wabiły dalej a dalej na dzikie trzęsawiska. Później pogasły jedne za drugiemi. Teraz i ja już gasnę i widzę, żem także jak sen i błędny ognik.
— Zupełnie jesteś osamotniony? — rzekł grabarz, rozmawiał bowiem teraz czasami ze mną.
— Zupełnie, tak jak ty, mój imienniku.
— Dzieci wcale nie masz.
— Już nie są moje.
— Hm, nie masz się bardzo czym martwić. Wiele ma kto dzieci, tyle gwoździ do trumny.
Opowiedział mi swe cierpienie. Miał sześciu synów, wszyscy go odjechali. Wtedy zbrzydło mu życie, i zaprzestał pracy. Chudobę sprzedał; siedzi teraz w chacie budnika, i żyje z tego, że ludzi grzebie. Tego synom swym przebaczyć nie może.
Opowiadam mu swoją dolę:
— Ja miałem tylko dwóch, maleńkich. To nie prawda, że ich utraciłem, bo ich nigdy nie posiadałem. Rosły one w obcej krainie i mówią obcym językiem. Tak to było dziwne: mieć synów, którzy ojca mowy nie znają. Za każdym razem, kiedy usta otwierali, dźwięczało to dla mnie, jak gdyby wypierały się ojca, ludu ojca i wszystkiego, co moje. Najcięższa to kara dla tych, którzy czynią się na ziemi bezdomnemi.
— Brak ci jednak twych dzieci.
— Brak mi jednak mych dzieci.
To jest nadzieja, którą znasz. Kiedy kto