Strona:PL Gallus Anonymus - Kronika Marcina Galla.pdf/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Bolesław tymczasem, żadnego nie spotykając oporu, na wstępie do wielkiego i zamożnego grodu, miecza z pochwy dobył a w złotą bramę nim uderzając[2], ze śmiechem dość rubasznym, gdy przyboczni jego się dziwili, dla czegoby to czynił, dał się słyszeć: Jak w tej godzinie złota brama grodu od tego miecza pryska, tak nocy następnej siostra zgnuśniałego króla w małżeństwo mi odmówiona, przypłaci niewieścim wstydem; lecz wyjątkowym tym razen, nie będzie to dla niej łoże małżonki Bolesława a nałożnicy, aby rodu naszego przez to pomszczoną była krzywda, w odwecie zaś spadła hańba i zniewaga na Rusinów. I co zapowiedział w słowach, czynami tego dopełnił. A przeto król Bolesław, opływającém w dostatki miastem i najpotężniejszém królestwem Rusi przez dziesięć miesięcy[4]</ref> rozporządzając i wysyłając z tychże pieniądze do Polski, nigdy nie został bezczynnym; jedenastego zaś miesiąca, z powodu, iż tak mnogie dzierżał krainy, a syna Mieszka, dla małoletności, zdolnym jeszcze do rządzenia nie mniemał, postanowiwszy w miejsce swe pewnego Rusina z sobą spokrewnionego[5], ze skarbem zatrzymanym do Polski odciągnął.

W odwrocie zatém, ucieszonego niezmiernie z wyprawy i łupu, i już znajdującego się w pobliżu swych granic, król zbiegły, ściga teraz, mając pod swą wodzą połączone siły książąt ruskich, tudzież hordy Połowców i Pieczyngów, a w duchu pewny zwycięztwa, stara się mu drogę od rzeki Bugu zaskoczyć. Sądził bowiem, iż Polacy, wedle obyczaju ludzi, po takiém zwycięztwie ze zdobyczy swej chełpliwych, co żywo do dom zwykle pragnących pośpieszyć, za zbliżeniem się do granic swego kraju, również postąpią, jako niecierpliwi ujrzenia jak najrychlej swych żon i swych dzieci. Nie rozumował on sobie tak bezzasadnie w tym względzie, albowiem rzeczywiście wielka już część Polaków, bez wiedzy króla, odbiegła była z szeregów. Lecz król Bolesław widząc szczupłą garstkę swego rycerstwa, a nieprzyjaciół prawie o stokroć przewyższających ją w liczbie, niejako tchórz a gnuśnik, lecz śmiały z przyrody i obaczny na wszystko, temi słowy rzecz

  1. Zob. w jego Nowych szkicach historycznych. Lwów. 1857. T. 2 od str. 247.
  2. 22)  Złota brama kijowska i szczerbiec Bolesława.

    Karamzyn, jako rzecz zmyśloną, cięcie mieczem w tak zwaną złotą bramę, przy opisie zajęcia Kijowa przez Bolesława, w tekście przemilcza, w przypisie zaś 15-tym pod koniec tomu, takiemi słowy o przechwałce téj niby, a śmiesznym wynalazku przez historyków polskich się odzywa. „Powiadają oni, że Bolesław wjedżając do Kijowa, mieczem swoim „na znak zwycięstwa“ uderzył w złotą bramę tego miasta; że ten cudowny miecz dany był Bolesławowi od aniołów (przytyk do Bogufała i Kadłubka); że ten cudowny miecz od szczerby, zrobionéj na jego ostrzu od uderzenia w bramo kijowską, nazwany szczerbcem, późniéj dochowywał się w arsenale (w skarbcu) krakowskim, i królowie polscy zawsze go używali wychodząc na wojnę. „Wyborne bajki! niżéj o innych wspomniemy.“ Wyborne także to wykrzyknienie historyka, jakoby prostém zaprzeczeniem, bez czegoś dowodniejszego na zbicie tradycyi wiekującej i faktów nawet, nie tylko z téj epoki znajomych, zdolny był siebie i kogoś mniej niedowierzającego uspokajać. Na to skromnie odpowié kiedyś po latach, pióro, świadomsze wielu innych w świecie historycznym, tego rodzaju rycerskich oznak zapanowania: „każda z przypowiastek takich, jak u Galla (Szajnocha[1]) zwie je niekiedy przez osobliwość swojéj lingwistyki „facayami“), zawiéra pewien szczegół prawdziwy. Lecz prawda ta miała wcale inne znaczenie w rzezywistości niż w ustach kronikarza. I tak np. owo uderzenie orężem w złotą bramę kijowską, które kronikarz, osobliwie przy wjeździe Bolesława Chrobrego, przedstawia jako koncept rubaszny, nawet swawolny, było właściwie znakiem uroczystego wzięcia w posiadłość. Nic wiedziała o tém większa część towarzyszących Bolesławowi rycerzów, nie wiedział opowiadający to kronikarz, lecz każdy znawca ówczesnéj symboliki prawa, mógłbym nam wytłómaczyć, że biorąc w posiadanie jakiś kraj albo gród nowy, należało dotknąć się orężem albo kopią, granicznych słupów kraju lub bramy miasta.“ Po przykłady tego, fakta albo dowody, odsyłamy czytelnika naprzód do wymienionej pracy, obfitego w nie autora. Nadmieniamy wszakże, co do wyłączeń przezeń czynionych, pod względem obeznania z symboliką: nie powinien był zapominać o samymże Bolesławie: czy z zaprawy lat młodzieńczych lub obycia się z rycerstwem i jego właściwościami, dawał należytą rękojmię, iż co czynił, czynił ze świadomością rycerską?

  3. Zob. Wyprawa kijowska Bolesława W. przez Karłowicza.
  4. 23)  Najpotężniejszém królestwem Rusi przez 10 miesięcy rozporządza.

    Toż to dopiéro powód niesłychanego przerażenia, dla naszéj niańczącéj krytyki, owych 10-ciu miesięcy rządów Bolesława Chrobrego, w Kijowie i dalej posuniętym Dnieprowém Podolu — na podobieństwo nagłego odezwania się dziecka bełkotem niezrozumiałym, gdy dotąd za wieczne niemowlę było poczytywaném? Jeżeli gdzie jaki spotykał Galla, zarzut bezliczebności rocznikarskiéj, z gwarem wielogłosym i hucznym gomonem — tu już jak na urodzenie się potworu, wołanie. Ależ bo ślicznej urody, stojący w pobliżu chłopczyk, tak dźwięcznym, tak melodyjnym językiem przemawia: tą żywą nadobnością; jedyną nadzieją domu, dla naszych krytyków, jest Dytmar, cudne postępy obiecujący wychowaniec, niewiadomo, czy dla potulnéj swéj miny, w daném zdarzeniu wątpliwém? czy przeciwnie, dla saméj hardości spójrzenia i mowy niechętnéj a niekiedy szorstkiéj i opryskliwéj? Dalejże obrachowywać z całém spółczuciem, jego każde na pół dwuznaczne słowo! Błogosławiona każda chwila z nim spędzona! aż do ostatnich godzin jego doczesnego pobytu na tym bożym świecie! Jakimże to kluczem niewątpliwym, do rozwiązania wielkiéj dziejowéj zagadki, jest data zgonu wielkiego kronikarza — dzień 1-szy grudnia 1018 r.! Ona wszystkie dawniejsze i późniejsze zrównania algebraiczne rozwiązuje. „Dytmar“ dowodzą[3] „zupełnie spółczesny (wyprawie kijowskiéj), bo umarł w kilka miesięcy po zdobyciu Kijowa przez Polaków, najwięcéj z trzech (to jest w zestawieniu z Gallem i Nestorem) na wiarę zasługuje, nie tylko dla tego, że był spółczesnym wypadkowi, ale że niewątpliwie lubił prawdę (a tamci dwaj ją barwili lub przeistaczali?) mieszkał blizko stolicy polskiéj (blizko Gniezna) więc aż ztamtąd autentyczne wiadomości odbierał?), znał osobiście wielu rodaków swoich na tę wyprawę idących i wracających z niéj. (czy prawdopodobnie? czy rzeczywiście? bo sam nigdzie o tém w kronice swej nie wspomina), oraz najżywiéj się zajmował losami Bolesława, którego ponieważ ze względów politycznych nie lubił i za „głównego prześladowcę państwa niemieckiego“ uważał, (myśmy w życiorysie jego, obok przekładu kroniki, ważyli się powiedzieć: „którego pomyślność pióro mu z ręki wytrąciła, bez dopełnienia nawet w całości programu, kiedyś zakładanego sobie do wykonania“) — przeto każdy krok jego, każde poruszenie najbardziej śledził i zapisywał(w takiém wyrażeniu musielibyśmy z naszéj strony wiele zmodyfikować i ściślej określić); a (co największą przynosiłoby mu zaletę i chlubę, gdyby czynił to choć z nienawiścią, jednak w większej części (przynajmniéj, że w większej części tylko) z prawdziwością podziwienia godną.“ Co do Nestora, postawiony on tu dopiéro niżéj w porównaniu z Dytmarem, jakoby na przekorę, zawstydzając wszędzie naszego Galla liczebnością rocznikarską, poprzestaje na ogólnéj wzmiance (§. 50) o Bolesławie, iż „siedział w Kijowie“ (Bolesław że w Kijewie siedieł). Jak długo? o tém przemilcza wcale, i taka też jego relacya, jak widzieliśmy, posłużyła za tło opowieści Karamzynowi.

  5. 24)  Postanowiwszy w miejsce swe pewnego Rusina z sobą spokrewnionego. (Loco sui quodam ibi Rutheno sui generis in dominio constituto).

    Przz loco sui widocznie, nie powinniśmy rozumieć „w miejsce Jarosława“, bo ten dopiéro walczył o tron a na nim stale nie zasiadał. Co do Quodam Rutheno sui generis, ten już wprawdzie u Dytmara nazwany jest Świętopełkiem, ale natomiast, dodajmy, że w §. 16 ks. VIII. pożar Kijowa, łączony u niego z datą zdobycia tegoż przez Bolesława, według kroniki nowogrodzkiéj, przywodzonej przez Karamzyna, przypadł w r. 1017, w którym to roku założona była cerkiew ś. Zofii w Kijowie. Chwiejne są te daty, i trudno jest ciągle jeszcze, temu lub owemu kronikarzowi, nieomylność bezwględną przyznawać. Co do samegoż Świętopełka, mylnie on jest przez niektórych mianowany, wprost synem Włodzimiérza; był albowiem synowcem jego, z Światosława, a synem przybranym. „Włodzimierz“ mówi Karamzyn (T. I str. 203) „przyznanemu za syna kuzynowi, dał udzielném prawem Turów, który do dziś dnia jest w mińskiéj gubernii, tak nazwany od imienia Warego Tura, co niegdyś w téj prowincyi panował.“ A na innem miejscu (T 2 str. 3) — jakoby wiadomość tę czerpał z Dytmara — że „Światopełk, rządca prowincyi Turowskiej, mający za żonę córkę króla polskiego Bolesława, chciał za namową swojego teścia odłączyć się od Rossyi, i że Wielki Xiążę dowiedziawszy się o tém, wtrącił do więzienia tak niewdzięcznego kuzyna, jego żonę, i Rejnberna biskupa niemieckiego (?), który przybył z córką Bolesława. Włodzimierz może przy końcu życia przebaczył Światopełkowi.“