Przejdź do zawartości

Strona:PL Gabryel d’Annunzio - Rozkosz.djvu/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
I.

Rok konał bardzo łagodnie. W dzień św. Sylwestra rozlewało słońce po niebie Rzymu ciepło nieokreślne, przesłonięte, ogromnie miękkie, złote, prawie wiosenne. Wszystkie ulice były zaludnione, jak w majowe niedziele. Przez piazza Barberini, przez piazza di Spagna przejeżdżała pędem moc wozów; a zmieszany i ustawiczny turkot wdzierał się na Trinita de’Monti, na via Sistina i dochodził przyciszony aż do pokojów pałacu Zuccari.
Pokoje te wypełniały się zwolna wonią, którą wyziewały świeże kwiaty, stojące w wazonach. Pełne i wielkie róże były zanurzone w kilku kryształowych subtelnych kielichach, które wznosiły się na pewnego rodzaju złoconej łodydze i rozszerzały w kształt dyamentowej lilii, na podobieństwo owych, które wznoszą się poza Dziewicą w tondo Sandra Botticellego w galeryi Borghese. Żaden inny kształt kielicha nie dorównuje wytworności temu kształtowi; kwiaty w tem przeźroczystem więzieniu zdają się prawie uduchawiać i lepiej wyobrażać religijne lub miłosne ofiarowanie.
Andrzej Sperelli oczekiwał w swych pokojach kochanki. I istotnie wszystkie rzeczy wokoło objawiały osobliwą troskliwość miłosną. Na kominku płonęło ja-