Strona:PL Gabryel d’Annunzio - Rozkosz.djvu/329

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rażał posępną i męską walkę, pełną tęgości. Romanza wyrażała tęskne lecz bardzo smutne przypomnienie, a następnie wznios powolny, niepewny, słaby, ku jutrzence bardzo dalekiej. Jasny melodyjny zwrot rozwijał się głębokimi modulacyami. Było to uczucie całkiem różne od onego, które ożywiało „Adagia“ Bacha; było bardziej ludzkie, bardziej ziemskie, bardziej elegijne. Przechodził przez tę muzykę dech Ludwika Beethovena.
Andrzeja naszła tak straszna tęsknota, że bał się zdradzić. Wszystka poprzednia słodycz zmieniła mu się w gorycz. Nie miał dokładnej świadomości tego swojego nowego cierpienia; nie umiał ni skupić się ni opanować; wahał się, zgubiony między podwójnym urokiem niewieścim a czarem muzyki, przez żadną z tych trzech mocy nie przeniknięty; doznawał wewnątrz nieokreślonego wrażenia, jakby próżni, w której rozbrzmiewają ustawicznie wielkie uderzenia z bolesnem echem; i myśl jego rozdrabniała się na tysiące urywków, rozdzielała się, rozpadała; i dwa niewieście obrazy kładły się na siebie, zlewały się, niszczyły się wzajemnie, a on nie był mocen rozdzielić ich, nie był w stanie określić swego uczucia ku jednej, swego uczucia ku drugiej. A na dnie tego mętnego wewnętrznego cierpienia, poruszała się niespokojność, spowodowana przez bezpośrednią rzeczywistość, przez praktyczną, żeby tak rzec, przezorność. Nie uniknęła jego uwagi pewna zmiana w zachowaniu Donny Maryi wobec niego; i zdawało się mu, że czuje wzrok Heleny ustawicznie w niego wpity; i nie mógł znaleźć drogi, nie wiedział, czy ma towarzyszyć Donnie Maryi przy wyjściu ze sali czy też zbliżyć się do Heleny. Nie wiedział też czy ten wypadek pomoże mu czy zaszkodzi u jednej lub drugiej.