Strona:PL Gabryel d’Annunzio - Rozkosz.djvu/327

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Andrzej nie rozróżniał dobrze w pamięci tego wspomnienia, lecz potwierdził głową.
Spokojne i poważne „Andante“, w którem panowała podniosła patetyczna melodya, przechodziło po szerokim rozwoju w wybuch boleści. „Finale“ zasadzało się na rytmicznej pełnej znużenia monotonii.
Ona rzekła:
— Teraz następuje pański Bach.
I oboje, kiedy muzyka zaczęła się, doznali instynktownej potrzeby zbliżenia się. Ich łokcie stykały się. Przy końcu każdego ustępu Andrzej nachylał się ku niej, by czytać w programie, który rozłożony trzymała w rękach; i przy tym ruchu naciskał jej ramię, wyczuwał woń fiołków, udzielał jej dreszczu rozkoszy. „Adagio“ było tak potężnie podniosłe w śpiewie, wznosiło się takim lotem na szczyty ekstazy, z tak pełną pewnością rozszerzało się w Nieskończoność, że wydało się głosem istoty nadludzkiej, która jakoby wylewała rytmem radość ze swojego nieśmiertelnego zwycięstwa. Wszystkie umysły były porwane przez nieodpartą falę. Kiedy muzyka ustała, drżenie instrumentów trwało jeszcze kilka minut w słuchaczach. Szmer przebiegł salę od końca do końca. Oklaski wywybuchły po przerwie z tem większem życiem.
Oni oboje patrzyli na się oczyma zmienionymi, jakgdyby rozłączyli się po objęciach rozkoszy nie do zniesienia. Muzyka trwała; światło stawało się dyskretniejsze; rozkoszne ciepło czyniło powietrze słodkiem; rozegrzane fiołki Donny Maryi wydawały mocniejszą woń. Andrzej miał prawie złudzenie, że jest z nią sam, gdyż nie widział przed sobą nikogo znajomego.
Lecz mylił się. Odwracając się, w czasie pewnej przerwy, ujrzał Helenę Muti stojącą w głębi sali, w to-