Przejdź do zawartości

Strona:PL Gabryel d’Annunzio - Rozkosz.djvu/321

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ulgi słysząc, że jakaś dusza odpowiada wieczyście amen na modły pańskiej boleści.
Wymówiła ostatnie słowa z taką duchową podniosłością w całej postaci, że Andrzeja przeszła fala rozkoszy prawie mistycznej; i jego jedynem pragnieniem, w tej chwili, było wziąć obie jej ręce i wytchnąć niewymowne upojenie na te drogie, delikatne, nieskalane ręce.
— To jest niemożliwe! To jest niemożliwe! — mówiła dalej, potrząsając głową ruchem żalu. Życie jest niezbłagane. Nie chcąc, zniszczyłby pan całe jedno życie, a może nietylko jedno...
— Maryo, Maryo, nie mówić tak! — przerwał młodzieniec, zwracając się jeszcze bardziej ku niej, biorąc ją za rękę, bez gwałtowności lecz z rodzajem błagalnego drżenia, jakby przed spełnieniem czynu czekał znaku przyzwolenia. — Zrobię to, czego pani zażąda; będę pokorny i posłuszny; jedynem mojem pragnieniem jest słuchać pani; jedynem mojem pożądaniem jest umrzeć w imię pani. Wyrzec się pani, to znaczy wyrzec się zbawienia, upaść na zawsze w zagładę, nie podnieść się nigdy więcej. Kocham panią tak, jak tego nie zdoła wyrazić nigdy żadne ludzkie słowo. Potrzebuję pani. Pani jest jedynie prawdziwą, pani jest Prawdą, której szuka mój duch. Reszta jest marna; reszta jest niczem. Wyrzec się pani jest jak wejść w progi śmierci. Lecz jeśli moje poświęcenie zdoła pani zachować pokój, winienem pani poświęcenie. Proszę się nie lękać, pani Maryo. Nie zrobię pani nic złego.
Trzymał jej rękę w swojej, nie uciskając. Słowa jego nie miały ognia, lecz były pokorne, stroskane, smutne, pełne niezmierzonego przygnębienia. I litość