Przejdź do zawartości

Strona:PL Gabryel d’Annunzio - Rozkosz.djvu/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dała je znowu, jakby zabłąkana we śnie. Nie był to sen, lecz coś jak błędne, falujące, zmięszane, ulotne przypomnienie. Stanęły w jej umyśle wszystkie wspomnienia minionej miłości, lecz niejasne: i sprawiały jej niepewne wrażenie, o którem nie wiedziała czy jest rozkoszne, czy bolesne. Było to podobnie, jak zdarza się że z wielu zwiędłych kwiatów, których każdy straci odrębność barwy i woni, powstaje zapach wspólny, co w nim nie można rozróżnić poszczególnych pierwiastków. Zdawało się jej, że miała w sobie ostatni dech wspomnień, którymi już odetchnęła, ostatni ślad radości już znikłych, ostatnie echo szczęścia już umarłego, coś podobnego do niepewnego oparu, z którego wynurzały się obrazy bez imienia, bez konturu, porozrywane. Nie wiedziała, czy to była rozkosz, czy ból; lecz zwolna zwolna to tajemnicze wzruszenie, ten nieokreślony niepokój wzrastał i przepełniał jej serce słodyczą i goryczą. Mroczne przeczucia, ukryte zaburzenia, tajemne żale, zabobonne lęki, pognębione dążenia, zdławione bole, dręczące sny, niezaspokojone pragnienia, wszystkie owe posępne pierwiastki, które składały się na jej wewnętrzne życie, teraz się rozmięszały i rozburzyły.
Milczała, cała skupiona w sobie. Podczas gdy jej wezbrane serce przelewało się prawie, sprawiało jej rozkosz dalszem gromadzeniem wzruszeń wśród tego milczenia. Mówiąc, rozprószyłaby je.
W naczyniu zaczynała woda cicho wrzeć.
Andrzej, siedzący na nizkiem krześle, z łokciem opartym na kolanie, a brodą na dłoni, patrzył na tę piękną istotę z takiem natężeniem, że ona, nie odwracając się, czuła na sobie jego wzrok i doznawała prawie fizycznej dolegliwości. Patrząc na nią, myślał: „Kiedyś posiadałem tę kobietę“. Powtarzał sobie samemu to