Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. VI.djvu/138

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
(siedzą chwilę zamyśleni i zapatrzeni przed siebie).

ANTONIEWSKI (patrząc powoli na Jadwigę). Jak mało cię znałem do tej chwili! jak mało!
JADWIGA. A przecież to było tak proste... zatroszczyć się o duszę, której się początek dało.
ANTONIEWSKI. Tak, tak. Skoro się jednak walczy o to, aby to, co w nas lepsze nie rozpadło się w gruzy, nie myśli się o innych.
JADWIGA. Może. (Słychać siekanie mięsa w kuchni — potem przelewanie wody. Jadwiga po chwili Czy jednak, mój ojcze, nie zechcesz mi powiedzieć jaki talizman miałeś w sobie, aby... wytrwać.
ANTONIEWSKI. Tobie — powiem! Oto — przyszedłem do przekonania, że skoro jesteśmy w porozumieniu z rzeczami wielkiemi i pięknemi — niewiele nas obchodzić powinno nasze nieporozumienie z drobiazgami małymi i szpetnymi. I w tem leży moja mądrość życiowa.
JADWIGA (jakby uderzona tą myślą), Tak, to jasne i prawdziwe. — Więc... gdy dusza moja jest w porozumieniu z pięknością natury, gdy odczuwa naprzykład to słońce... (wyciąga ręce ku słońcu, które ją oświeca) gdy sama upaja się pięknem rzeczy wewnętrznych... nie powinna dbać o to, co ją potrąca ukłóciami szpilek. — Zrozumiałam, ojcze!... Zrozumiałam!... Dążyłam zawsze do tego... (po chwili z nagłym smutkiem). Lecz sił mi brak!... Kontakt, w jaki wejdę z rzeczami wielkiemi, będzie