Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. VI.djvu/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ANTONIEWSKI. Gdy lata przeminą to co ci się wydaje „śmiercią“ wyda się ułudą... niczem...
JADWIGA. Czy tobie, ojcze, wydaje się to także ułudą... marą...
ANTONIEWSKI (wymijająco). Ja — wytrwałem — i ty wytrwać musisz. — Jedno nie jest ułudą... obowiązek. — Kobieta musi jeszcze dodać do swego katechizmu — poświęcenie.
JADWIGA (rozpaczliwie). Dla kogo? dla kogo?
ANTONIEWSKI. Dla czystości twej reputacji, dla świętości złożonej przysięgi.
JADWIGA. Więc dla tych przyczyn mam tu znów pozostać?
ANTONIEWSKI (wstając). Tak... i pozostaniesz... czekać będziesz...
JADWIGA. Na co? na co?
ANTONIEWSKI (b. prosto). Na spełnienie twego obowiązku. Na... dzieci!
JADWIGA. Na... dzieci?... Lecz jakież one będą te istoty, w których nie zadrga nic z piękności połączenia dwojga dobranych dusz? Dalszy ciąg mej nędzy, dalszy ciąg wieczystego nieporozumienia rodziców! Przyjdą z piętnem tragicznem na duchu. Jeśli iddziedziczą moją istotę, będą obce dla ojca o on ich nigdy nie zrozumie, jeżeli będą nim, staną się dla mnie obcemi. Zamiast dwojga istot, bijących się moralnie o ściany tej klatki,