Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. VI.djvu/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

JADWIGA. Zdarzenia pańskiego istnienia ale nie tych, którzy się do pana zbliżają.
KORSKI (patrząc na, nią uważnie). Pani musiałaś być rzeczywiście dziś ogłuszoną swojem cierpieniem, skoro w mych wyciągniętych rękach dostrzegłaś jedynie żądzę.
JADWIGA. Och ten gest!
KORSKI (szybko). A mój głos? a ten krzyk, który się do pani rwał?... ta radość, żem w pani odkrył rozkwit prawdziwej piękności, mojej piękności? — O!... wolno pani było odsunąć moje ręce, ale, należało — pozostać. — Gdy pani wyszła, zacząłem analizować przebytą chwilę — stanąłem przed sobą w roli sędziego i doszedłem, że okrzyk mój był inny, niż pani przypuszczałaś. Zrozum, przypomnij sobie. — Kilka chwil wstecz mówiłem — nie pragnę niczego więcej, jak zawołać, wyciągając ręce — „kwiat“ — z całem odczuciem jego piękności. Zajaśniałaś mi nagle jak kwiat, — ujrzałem cię taką, jaką nigdy nie widziałem i moja dusza padła przed tobą z uwielbieniem...
JADWIGA (spokojnie, patrząc mu w oczy). Kłamiesz pan! Uczułam twe usta na mej twarzy.

(milczenie).

KORSKI (głosem cichszym). Gdyby nawet tak było... to znaczy, że cała moja istota rwała się ku tobie. Powtarzam ci raz jeszcze. Mogłaś gestem królewskim ograniczyć pragnienie mej rozkoszy, lecz czując czem dla mnie jesteś, w tej chwili, powinnaś była pozostać.