Przejdź do zawartości

Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. IV.djvu/198

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
FEDYCKI
(śmiejąc się).

No co chcesz, kiedy ja go lubię

ŻONA.

On ci tak nie płaci. Takim suplenciną to przecież ty mógłbyś być śpiewający.

FEDYCKI.

No... niebardzo. Ale i ja czemś będę, tylko się rozpędzę i wybiorę sobie. Mam czas!

ŻONA

Pewnie, że masz czas.

(po chwili).

Możebyśmy o nim nie mówili?

FEDYCKI.

To ty zawsze o nim zaczynasz.

(Fedycki kładzie się na szezlągu tak, że ma głowę na kolanach żony, a nogi zwrócone do publiczności).
(milczenie).
ŻONA.

Taka jestem zdenerwowana. Powiadam ci dzisiaj, to jakby się uwziął. Ja to, on tamto Już nie mogę znieść nawet jego głosu bu, bu, bu, jak na sąd ostateczny.

FEDYCKI.

On ma bardzo ładny basso profundo.

ŻONA.

Znów go chwalisz?