Przejdź do zawartości

Strona:PL Gabriela Zapolska - Menażerya ludzka.djvu/320

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Idąc, mimowoli dziecinnym głosikiem powtarzał:
Ha!... a! a!...
Bose zastępy ku sobie się rwały, ręce łączyły w tęsknocie nieokreślonej, co ku nim z pod ziemi płynęła.

∗             ∗

Gdy Janek wreszcie z krzaków berberysu powstał i do kredensu się powlókł, zastał tam, oprócz Józika, jakiegoś młokosa ubranego w szary surdut, bez wąsów — i z miną wyćwiczonego złodzieja, nastawiającego samowar.
Janek do intruza podszedł i ręce wyciągnął.
— Czego to pan się do samowara miesza? — zapytał zaspanym i powolnym głosem.
Lecz nowy lokaj zmierzył go od stóp do głów.
— Jaśnie pani kazała nastawić samowar! — wyrzekł i znów za stary but z cholewą schwyciwszy, koło samowara się krzątać zaczął.