Strona:PL Gabriela Zapolska - Menażerya ludzka.djvu/296

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Znów po kieliszek sięgnęła, z butelki nalała, wypiła.
W pół drogi ręka jej w fałdy sukni opadła.
Była już na wpół pijaną.
— Psia krew! — powtórzyła raz jeszcze i głowę w tył przechyliła.
Ktoś drzwi w sali otworzył.
Gaz w kuli zaczął migotać, chyląc się na obie strony.
Rozpaczliwy jakiś smutek wypełnił małą przestrzeń lożki, jakaś grobowa pustka, pomimo tłumu poruszającego się po za firanką.
Mężczyzna w swej automatycznej sztywności zastygły, siedział nieporuszony w kącie sofy, zdając się wydzielać z siebie ten chłód trupi i mrozić nim ożywioną jeszcze niedawno dziewczynę.
Teraz było już ich dwoje smutnych, niemających dachu po nad duszą.
I Minuśka czerniała, żółkła, pozbywając się swej maski sztucznego uśmiechu, odsłaniając nagle swój szkielet już pruchnie-