Strona:PL G Flaubert Salammbo.djvu/73

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Więc cóż tu poradzić? — pytali go strwożeni.
— Bądźcie ostrożni, — odpowiadał Spendius.
Tymczasem dwa dni jeszcze zeszło na obrachunkach z ludźmi Magdalu, Leptis, Hekatompylu, a Spendius znowu począł nurtować między Gallami.
— Uważajcie — mówił im — zaspakajają Libijczyków, potem załatwią się z Grekami, Balearczykami, Azjatami i innymi, was pozostawią na końcu, gdyż jesteście najmniej liczni, i wtedy nie odbierzecie nic i nie ujrzycie nigdy waszej ojczyzny. Brak wam okrętów, więc wymordują was tutaj dla oszczędzenia żywności.
Gallowie, słysząc to, udali się do suffeta. Jeden z nich Autharyt, ten właśnie, który był zraniony u Hamilkara, wystąpił najpierw. Niewolnicy jednak odsunęili go i zniknął odgrażając się zemstą. Wyrzekania skargi wzmagały się coraz bardziej. Najuporczywsi wdzierali się podczas nocy do namiotu Giskona i chcąc go wzruszyć, chwytali go za ręce i kładli je na swe wychudłe ramione i świeżo zagojone rany.
Część żołnierzy nieopłaconych jeszcze niecierpliwiła się głośno. Ci zaś, którzy odebrali już całkowity żołd swój, żądali jeszcze drugiego dla swych koni. Włóczęgi i banici, ubrani w żołnierskie zbroje, przychodzili, utrzymając, iż są zapomnieni. Co chwila przybywała nowa banda takich tłumów, że aż namioty waliły się pod naciskiem tego mnóstwa, a krzyki ludu ściśniętego między wałami obozu napełniały powietrze. Kiedy zgiełk i wrzawa wzrastały, Giskon opierał się na swojej lasce ze słoniowej kości i nieruchomy spoglądał w morze, zagłębiając palce w swej brodzie. Mathon często porozumiewał się ze Spendiusem, a potem znów stanąwszy naprzeciwko Giskona, wpijał w niego ogniem płonące źrenice, aż wzrok ten bezustanny mieszał starego suffeta. Tymczasem wypłaty