Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/144

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ubiory i zbroje, hełmy, wszystko do złudzenia według starodawnych modeli urządzone, stoi w niszach — nad tém wisi broń — a niezliczone płomienie rozsiewają prawie oślepiający blask.
Maski przechadzają się parami — huczna muzyka brzmi w sali teatralnéj, do któréj prowadzą dwa ogromne portyki. Tam zgiełk jeszcze większy.
Arlekinowie z podziwienia godną zręcznością przesuwają się po podłodze i swojemi ogłuszającemi klapeczkami drażnią wszystkich zastępujących im drogę — widzieć się dają marsowe mundury — kamienny gość idzie pod rękę z don Juanem pomiędzy wesołymi gośćmi, małe gnomy wyprawiają swoje igrzyska na ciężko spadających zielonych draperyach.
Sala teatralna z ozdobnemi filarami, potężnemi — świecznikami i mistrzowskiemi malowidłami na suficie, obejmuje przeszło dwa tysiące ludzi. Orkiestrę umieszczono na scenie — w lożach pełno masek, które mają sobie powiedzieć coś poufnego, albo z tego wywyższenia chcą patrzeć na pstre tłumy — kilka na wpół okrytych sylfid siedzi za zielonemi jedwabnemi zasłonami, i zaprasza do poufnéj gawędy.
Z téj rozlegléj przestrzeni przechodzi się przez niniejszy lekko oświetlony salonik do sali ogrodowéj.
Tam zdaje się człowiekowi, że jest nagle przeniesiony w najpiękniejszą letnią porę — zdaje się, że to jakieś zaczarowane miejsce, którego szumiące fontanny, pachnące klomby, złocone kandelabry w lecie na dole podziwiano — jak łudząco wszystko jest naśladowane, nawet gorejące kwiaty, na wpół w zieloności ukryte posągi, czerwonawe altany i stare drzewa.
Ta sala ogrodowa szeroka jest i głęboka. Oświetlona jest magicznie z góry, nie widać tam żadnego płomienia oprócz małych pstrych lampionów w naturalnych liściach, które z obu stron tworząc ściany, pochylają się ku sobie i do słodkich pogadanek i do użycia zapraszają. Ptaki latają po gałęziach palm i drzew pomarańczowych,