Strona:PL Gąsiorowski Wacław - Królobójcy.djvu/441

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Życie więźniów w Ekaterynburgu było twardem, było ciężkiem, wystawionem na coraz ostrzejsze „przepisy“, coraz bezwzględniejsze szykany. Te jednak nabrały dopiero ostatecznej odwagi po przyjeździe nowego męża zaufania, wydelegowanego przez Moskwę, komisarza Jurowskiego, jednego z filarów „czerezwyczajki“, zbira i mordercy, mającego już setki ludzi na swem, tak zwanem „sumieniu“.
Jurowski był jako ów zwierz, mający przed sobą bezbronne ofiary, a onieśmielony ich bezstronnością, ich biernością. We własnej złości, własnej pasji, własnem chamstwie zdawał się szukać powodu do dręczenia, do poniewierania.
Jurowski był panem życia i śmierci samowładzcy wszechrosyjskiego i jego rodziny. On panował im, on rządził, on rozkazywał, on czekał ostatnich „poleceń“.
Polecenia nadeszły, bo Lenin i Trotzki postanowili dokonać rozpoczętego dzieła zniszczenia, skończyć z tą czułostkową maskaradą.
W nocy z dnia 16 na 17 lipca, Jurowski wpada do sypialni więźniów, sypialni położonych na pierwszem piętrze domu, — i każe im wstawać.
— Wstawać? Dlaczego?
Jurowski się mięsza, kłamstwem zbywa trwożne pytania.
— Wstawać natychmiast i zebrać się na dole… trzeba jechać, rozruchy są w mieście, pojedziecie i koniec, daleko pojedziecie, bo mnie się tak podoba. Dalej, żebym nie potrzebował wam dopomódz.
Upływa chwila gorączkowego pośpiechu. W napoły pustym pokoju dolnym są już wszyscy: cesarz, cesarzowa, cztery młode księżniczki, cesarzewicz, dr. Botkin, panna służąca, lokaj i ex-kucharz. W pokoju są