Strona:PL Gąsiorowski Wacław - Królobójcy.djvu/387

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
PO LATACH DWUDZIESTU I KILKU

Po latach dwudziestu i kilku, rzut wstecz, rzut w najbliższą przeszłość, nawiązanie jeszcze jednej karty do ostatniego rozdziału, garść popiołu raczej na skotłowane rozsypiska potęgi carów wszechrosyjskich.
Majestat Holstein-Gottorpów padł w gruzy.
Znikły świetne zastępy wiernych gwardyj, tłumy kornych dworaków, jarzących się złotem i srebrem dostojników cerkiewnych, czereda wielkorządców, armje strażników i argusów. Zbutwiały nawet orły dwugłowe, rozsypały się spiżowe pomniki, harde znaki chwały i pychy, mające urągać piramidom i sfinksom.
Wszystko to już minęło, odeszło.
W Zimowym Dworcu, w „złotych“ izbach Kremlina, w salonach Peterhofu i Carskiego Sioła panoszy się dzisiaj wczorajszy nędzarz i wyrodek, wczorajszy przestępca i katorżnik a dzisiejszy wybraniec i potentat.
Chciwe ręce handlarzy drogich kamieni przebierają w kosztownościach i klejnotach koronnych, zdobiących tak niedawno skronie, szyje i ręce pomazańców bożych.
Nawet trupy carskie, nawet carskie grobowce nie ostały się przed pożądliwością tłuszczy. Z kościotrupa Wielkiej Katarzyny, z piersi Cara Oswobodziciela, z zeschniętych resztek Piotra Wielkiego ściągnięto szczerniałe blachy, sychy i manele.
Nie uszanowano skarbców cerkiewnych, zagrabiono drogocenne naczynia. Zgliszczami napiętnowano miejsca,