Strona:PL Gąsiorowski Wacław - Królobójcy.djvu/385

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Cesarz znów głośniej pragnie dobra swych poddanych!
Lecz gdzie się to dobro zaczyna?!
Czy zna istotę dobra ten, którego od dzieciństwa uczono, iż ma obowiązek zdawania porachunku ze swoich czynów tylko przed Bogiem?!
Czy panujący monarcha ma ponieść odpowiedzialność za wieki, czy godzina śmierci samowładztwa wybiła?
Czy „Dumę“ rosyjską spotka los przedstawicieli ludu, zwołanych niegdyś przez Katarzynę II, czy też przeznaczenie chce, aby „Duma“ odegrała rolę „Zgromadzenia Prawodawczego“ i powtórzyła ostatnie lata panowania Ludwika XVI?
Mrok! A z mroku tego dobywa się niemilknący odgłos walki rozpaczliwej i mordów obustronnych.
A Europa!?
Europa czyniła i czyni, co może. Więc poglądała swemi trupio cynicznemi oczyma na rzezie, więc wzdychała płaczliwie nad dolą poddanych cara, ba, i gotowa była podobno ruszyć z hołdem zarówno do Mikołaja II, który zdołał purpurę swą we krwi świeżej wypławić, jak pospieszyć z wyrazem czci do prezydenta Rzeczypospolitej rosyjskiej, choćby ten prezydent miał na rękach królobójcze ślady…
Ale, ponieważ wypadki zaczęły układać się i ułożyły się tak szczęśliwie… więc Europa osuszyła czemprędzej łzy rublami rosyjskimi i dwadzieścia razy pokryła pożyczkę rosyjską!… Ach, bo daje przecież całe pięć procent!
Europa zresztą już jest znudzoną tym wszechrosyjskim zamętem, jużby rada, aby się skończył, aby można było wrócić do ulubionych gawęd o humani-