Strona:PL Gąsiorowski Wacław - Królobójcy.djvu/269

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I doprawdy, aż dziwnem się musi wydawać, dlaczego ci rozpaczliwi królobójcy, zniewoleni i tak pędzić życie nieustannie tropionej zwierzyny, dlaczego oni sami znów tak otwarcie rzucali rękawice, dlaczego nie korzystali z uciszenia chwilowego energji żandarmskiej, dlaczego rozmyślnie utrudniali sobie pracę?! Ale odpowiedź na te pytania leżała nadewszystko w tem, że Narodnaja wola, obwieszczając wyroki przed egzekucjami, chciała złożyć dowód swej siły niszczącej — a dalej, wyzywającem swem zachowaniem pragnęła może niejako zrównoważyć walkę, skrytobójstwu odebrać zdradzieckość.
Te ambicje Narodnej woli były dla niej samej groźne. „Ochrona“ cesarska bowiem nie myślała zastanawiać się nad literą, kutej przez Loris-Melikowa, konstytucji i szła utartymi szlakami Mezencewa, Drentelna i Murawiewa-wieszatiela.
Naganka ruszyła z miejsca przy pomocy najzajadlejszych ogarów i chartów policyjnych, aresztowania znów się rozpoczęły, a z nimi i śledztwa.
Niebezpieczeństwo było tak wielkie, iż Kibalczyc z Sablinem musieli wyprowadzić się z laboratorjum swem na ulicę Tieleżną, bo w lokalu „Gazety robotniczej“ nawet tak przytomna zawsze i zdeterminowana rewolucjonistka, jak Hesia Helfman, postrzegła niechybnie oznaki zakradania się gończych.
Przeprowadzka była zadaniem piekielnie trudnem, ile, że każdy stróż kamienicy petersburskiej był obowiązanym meldować komisarzowi nie tylko, kto w danym domu mieszka i co robi, ale z kim przestaje i jak spędza czas. Więc, o ile łatwo było otumanić przygodnych, wałęsających się agentów policji tajnej, o tyle Argus, stróż domu, Argus, nastrojony z góry