Strona:PL Gąsiorowski Wacław - Królobójcy.djvu/177

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kusząca, że niepodobna jej było pominąć. Owe przeczące sobie przysięgi, owo wyrzekanie się tronu i przez Mikołaja i przez Konstantego, było atutem poważnym, było terenem, na którym nietylko tak zorganizowany spisek mógł był się udać, ale i każdy dorywczy bodaj zamach wróżyłby powodzenie. Nadto sam plan działania był przez wypadki uproszczonym. Bo, miast uciążliwą wieść propagandę o dobrodziejstwach konstytucji, miast jednać stronników dla idei lub przelewać krew cesarskiej rodziny — starczyło podsycać umiejętnie zarówno stronników Konstantego jak i Mikołaja, a dopiero śród walczących wnieść posąg swobód… i u stóp tego posągu wskazywać na stłumienie waśni, na utrwalenie ładu…
Plan ten śród sprzysiężonych znalazł jednomyślny poklask. I plan ten był niezawodnie kunsztownym, ale planowi temu brakło conajmniej Metternicha, jeżeli nie samego Machiavella. Plan ten trwał niby, ale dał się unosić fali, dał się modyfikować.
Czas upływał szybko. Dnia 23 grudnia, a więc w chwili, gdy sprzysiężeni wiedzieli już o tem, że Mikołaj gotuje manifest o swem wstąpieniu na tron, książę Trubeckij, pułkownik słynnego preobrażeńskiego pułku lejbgwardji a w sprzysiężeniu „dyktator“, jeszcze nie był zdecydowanym na żaden krok…
Spiskowi snuli najdziwaczniejsze i najromantyczniejsze projekty i, niemniej od swego dyktatora, odwłóczyli decyzję czynu. I przyznać należy, że wahanie nie miało nic z tchórzostwa, nic z chęci oszczędzenia się; to wahanie płynęło jedynie z głębokiego wstrętu do zbrodni i gwałtu, ze szlachetności uczuć, z pragnienia uniknięcia ofiar.
Noc dnia 23 grudnia spełzłaby znów na niczem,