Strona:PL Francis Bret Harte Nowelle.pdf/140

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

biotu jéj z zajęciem, Tom zwracał mowę to do miser Oakhurst'a, to do matki Shipton, którą udało mu się udobruchać.
— To mi czartowski popas! — mruknął wuj Bill, od popasającego przy ognisku towarzystwa wzrok przenosząc na uwiązane u drzew konie i muły. W głowie jego, śród dymów alkoholu, gienialna myśl zaświtała zapewne, bo aż klasnął w dłonie, a potém całą pięścią zakrył roztwierającą się niepowstrzymanym śmiechem gębę.
Ze spływającą z gór na wąwóz nocą, wiatr zaczął chwiać wierzchołkami sosen, żałośnie jęcząc śród ciemnych gałęzi. Obecne kobiety rozłożyły się na noc we wpół rozwalonéj, wpół spuszczającemi się na nią gałęźmi jodeł przykrytéj lepiance. Na dobranoc młodzi kochankowie zamienili tak głośnego całusa, że aż echo rozbiegło się po wąwozie a ogłuszona niém „Księżniczka“ i matka Shipton, udały się na spoczynek bez komentarzy. Zasilono ognisko. Mężczyzni byli u wrót lepianki. Sen spowił podróżnych.
Miser Oakhurst miał sen lekki. Nad ranem obudził się zdrętwiały, zziębły. Gdy powstał w celu rozdmuchania ogniska, coś go musnęło po czole, coś, pod dotknięciem czego cała mu krew zbiegła do serca — był to mały śniegu płatek.
Porwał się z miejsca, w zamiarze zbudzenia towarzyszy i naglenia odjazdu, lecz spojrzawszy na miejsce, gdzie zwieczoru spoczywał wuj Bill, skamieniał. Wuja nie było i śladu, i śladu nie było uwiązanych z wieczora u drzew koni i mułów. Przekleństwo zazgrzytało przez zaciśnięte zęby Oakhurst'a.
Po chwili ochłonął. Stał jak zwykle chłodny, rozważny. Po co im sen przerywać? Młody Tom śnił widać sny słoneczne, bo mu uśmiech igrał na purpurowych wargach a Piney obok grzesznicy spała tak słodko jak pod opiekuńczém skrzydłem anioła stróża. Miser Oakhurst otulił się pledem i melancholijnie głaszcząc wąsy, wyczekiwał rozświtu. Dzień wychylał się leniwo po-za zasłoną oślepiających patrzącego płatków śniegu, krajobraz zmienił się do niepoznania, a miser Oakhurst obecną chwilę i nieuniknioną przyszłość określił dwoma ze spokojem wymówionemi słowy:
— Śniegiem zasypani!
Szczęściem, złożone w lepiance prowizye uszły rąk rabusia. Obejrzał je. Zaoszczędzane mogły trwać dni dziesiątek.
— To jest — dodał, przedstawiając zbudzonemu młodzieńcowi położenie — jeśli zechcesz przyjąć nas za stołowników? Jeśli zaś nie zechcesz, a lepiéj-byś zrobił, gdybyś się zrzekł wszelkiéj z nami spółki, pozostanie nam wyczekiwać sukursu, po który udał się zapewne wuj Bill.
Dla wiadomych sobie przyczyn nie chciał odkrywać przed towarzyszem nagiéj prawdy. „Księżniczka“ i matka Shipton, świado-