Strona:PL François Coppée - Armata.djvu/2

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Noc posępna ukryła w tajemniczym cieniu
Stary szaniec, na którym wśród wiatru i chłodu
Stał smutny młody żołnierz, z bronią na ramieniu,
Strzegąc wielkiéj armaty zwróconéj do wschodu…

Szaniec był jednym z takich, co znały dni krwawe,
A gdy jego obrońców mężnych w pień wycięto…
Czuł na swych pochyłościach wrogów kroki żwawe,
I odtąd — obcy sztandar nad nim rozwinięto…

Téj armaty ogromnéj prusak nie brał wcale,
Bo, zbyt ciężka, w pochodzie byłaby kłopotem;
Więc została jak przedtem, samotna na wale,
A zawsze w stronę wschodu zwrócona wylotem…

Żołnierz Alzacyi dzieckiem był — i przez traktaty
Kraj jego do niemieckiéj wcielono imperyi…
Dziś z pruskim karabinem strzeże téj armaty,
Gdyż został jako rekrut wzięty do bateryi…

O smutnoż mu téj nocy i gorzko zarazem,
A dusza, co marzyła zawsze o odwecie,
Jęła wątpić… kraj zniszczał ogniem i żelazem,
On sam tylko, wśród gruzów, stoi przy lawecie…

Marzy o swojéj wiosce, co się ciągnie długa;
Héj! nie masz tam młodzieży! nie masz przyjaciela!
Stary ojciec bezsilny… już nie dźwignie pługa,
A siostrom nie doczekać słodkich chwil wesela!..

Zgliszcza wszędy. O jakże myśleć o odwecie,
Kiedyż się lud podźwignie w walkach wyniszczony?
A prusak już pod Metzem stawia fortów siecie,
I Strasburg opasuje nowemi bastyony…

Wszystko tu przypomina wojny okropności,
Los wygnańców… sieroty zgłodniałe i wdowy,
A sztandar, co się z wichrem szamocze w ciemności —
To chorągiew żałobna… bo to sztandar nowy!

Zdjęty gorączką żalu, w smutnym myśli biegu,
Co go niósł w ciężkiéj troski i zwątpienia światy,
Jak niegdyś Napoleon grzęznąc w głębiach śniegu,
Przytknął skroń rozpaloną do zimnéj armaty…

Lecz nagle zadrżał z trwogi i wstrząsnął się cały,
Bo go ktoś dźwięcznym głosem wołał po imieniu…
W spiżowém gardle działa jakieś pieśni brzmiały,
Podobne szmerom wody, albo wiatrów tchnieniu:

„Nie rozpaczaj!.. cierpliwość miejmy i nadzieję…
Posłuchaj tego wiatru, co od kraju wieje,
Od Renu pięknych wybrzeży!
On mi tu codzień wieści przynosi z ojczyzny,
On mówi czy łzy oschły… czy zgojone blizny…
O czém kto myśli… w co wierzy…

Słuchaj… słuchaj! tam stary nauczyciel w szkole
Garstkę dzieci alzackich gromadzi przy stole…
Drzwi zamknął szczelnie… głos zmniejsza…
O wielkich dziejach Francyi malcom opowiada…
I piękną, dużą mapę przed nimi rozkłada,
Ale to mapa… dawniejsza!