Strona:PL Fr Rawita-Gawroński - Taras Szewczenko i Polacy.djvu/05

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
FR. RAWITA GAWROŃSKI.
TARAS SZEWCZENKO I POLACY

(C. D.)

Był to nastrój tej grupy społecznej, że tak powiem, świąteczny. Codzienne życie było przerażająco puste i smutne, poświęcone całkowicie bezgranicznemu próżnowaniu. W taką sferę wpadł Szewczenko po za domem i ogniskiem X. X. Repninów, u których salony były m. w. europejskie, ale za progiem tego salonu już było inne życie. Umiarkowanie, dystynkcja, trzymanie na wodzy słów i myśli, ciągła kontrola towarzyska samego siebie, były ciężarem, hamującym rubaszną naturę ludzi, których frak i biały krawat pokrywały koszulę smarowaną na codzień dziegciem i krępowały tę swobodę życia, jaką daje nieprzymuszoność bujnych temperamentów. Tu panowały wódka, karty i przyjemności, zwykłe towarzyszki tego rodzaju swobody.
Szewczenko znalazł się, może mimowoli, może dzięki tylko temperamentowi swemu w takiem właśnie otoczeniu. Wprawdzie, współczesny Szewczence pamiętnikarz niby Rusin, ale także należący do tej grupy pół Rosjan, a pół Małorossów, o której mówiliśmy, nazywa tawarzystwo, do którego wpadł poeta „małem kółkiem“, ale niewątpliwie większość tamtejszego społeczeństwa takiem samem była „wielkim kołem“. Szewczenkowe towarzystwo nosiło oryginalny tytuł: Towarzystwa pijackiego.
Czużbiński, który zostawił wspomnienia pobytu poety w Małorosji — tak powszechnie nazywano Połtawszczyznę i Czernihowszczyznę — nazwał je jeszcze bardziej cynicznie: towarzystwem moczenia mordy.[1] Samo istnienie takiego kółka jest niezmiernie symptomatycznem, tembardziej, że należeli do niego często ludzie rozumni, czyści, dobrego serca, którzy nie znajdując miejsca i ujścia dla sił swoich w społeczeństwie, potrzebującem tylko sołdata, urzędnika i chłopa, pracującego na obydwóch, zabijali czas, młode siły i zdolności oddając się systematycznemu próżnowaniu i pijaństwu.
Członkowie tego dziwnego związku nazywali sami siebie moczymordami, tych zaś, którzy się nie upijali suchomordami. Towarzystwo posiadało swoją oryginalną hierarchię: a więc — moczemordije, wysokomoczemordije, pjaniejszestwo i wysokopjaniejszestwo, zupełnie na wzór tytułów narodowych: błahorodije, wysokobłahorodije, prewoschoditielstwo i wysokoprewoschoditielstwo. Oprócz tytułów, a raczej stosownie do tytułów, towarzystwo miało swoje ordery: siwałdaj na klapie, kielich na szyi i wielki sztof przez piersi.[2] Niedość tego, — towarzystwo miało zjazdy lub zebrania, gdzie się odbywały uroczystości na cześć Bachusa. W czasie tych zebrań basy huczały: rum, poncz, rum, poncz; tenory brzęczały: półpiwek, półpiwek, glintwein, glintwein, a dyszkanty wtórowali okrzykami: biała, czysta, słodka wódka! Wielki mistrz miał odpowiednią mowę, a potem dopiero rozpoczynała się pijatyka powszechna. Członkowie uważali wszystkie spirytualia równie godnemi do upicia się, ale prawdziwy „moczymorda“ dla utrzymania godności swego stowarzyszenia powinien był pijać przeważnie rozmaite nalewki wódczane, prostą zaś gorzałkę tylko w ostateczności, a wtenczas dla uszlachetnienia jej, rzucało się do butelki najmniejszą srebrną monetę, zwaną „griwiennik“ czyli 10 kopiejek, a wówczas wódka przybierała już nazwę „griwiennikówka“.[3]
W takiej sferze umysłowej i moralnej przebywał Szewczenko na Zadnieprzu długie miesiące nieraz. Wykluczyć należy z tej sfery dom Repnina, gdzie tego rodzaju wstrętnej pijatyki nie uprawiano i gdzie trzeba było utrzymywać się w granicach towarzyskiej grzeczności. Członkowie jednak stowarzyszenia moczymordów nagradzali sobie przymusową powściągliwość po opuszczeniu salonów księcia w oficynach i gościnnych pokojach.
Jakie natchnienia i jakie ideały mógł wynieść poeta z takiej sfery, poeta obdarzony przy tem słabą wolą i niezdolnością do oporu? Dokąd, do jakiego świata myśli mógł uciec Szewczenko, aby malutki swój poziom wykształcenia, po za artystycznem, podnieść ku tym wyżynom ducha, na które się nieraz jego Muza poezji podnosiła? Gdzie mógł czerpać świeżość i czystość swoich myśli i natchnień? Jużci chyba nie w towarzystwie „moczymordów“, gdzie mógł tylko swobodnie baraszkować i upijać się. A trzeba powiedzieć, że zwyczajem prostej chłopskiej natury ukraińskiego chłopa lubił gorzałkę i swawolę pijacką, chociaż pijakiem nie był.

Duch poety stał wtedy na rozdrożu. Niewątpliwie marzyły mu się laury poetyckie na rosyjskim Parnasie. Z tego też czasu pochodzi jego poemat p. t. Trizna.[4] Nie ulega wątpliwości, że w owym

  1. Morda w języku rosyjskim oznacza dosłownie pysk, gębę, grzeczniej trochę — twarz. Było to zatem Towarzystwo moczenia gęby — oczywiście w gorzałce.
  2. Nie wiem coby mogło oznaczać siwałdaj; niektórzy utrzymują że jest to gatunek najprostszej gorzałki; sztof — jest to rodzaj butelki czworokątnej, objętości m. w. jednego litra.
  3. A. Czużbinskij: Wospominanija o T. G. Szewczenkie. Petersburg 1861, str. 8 i 9.
  4. Uczta pogrzebowa. W pierwszy raz był drukowany p. t. Beztałannyj (nieszczęsny, nieszczęśliwy).