Strona:PL Felicyana przekład Pieśni Petrarki.djvu/234

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Żar jak ie inne w niem zażegły dłonie,
Ileż lat odtąd serce ono płonie,
Ułudnie tęschniąc ku sposobnej dobie,
Która, gdy szczęściem zwleka przyjść — ty przeto
Myśli szczytniejszą wzbiwszy w lot podnietą,
W Niebo spójrz, które zwraca się ku tobie
W swej nieśmiertelnej ozdobie.
Pomyśl — gdy tutaj, z łaski twej zdrajczyni,
Tyle szczęśliwym cię czyni
Spojrzenie, uśmiech, słowo — pomyśl proszę
Czemże te Rajskie muszą być rozkosze! —

Z drugiej znów strony, błoga myśl o chwale
Dziwnie kuszących pełna żądz, przebojem
W łonie rozsiadłszy się mojem,
Ni spać mi daje, ni się sama zdrzemnie,
Tak, że Miłości jej krzepiony znojem,
Czy chłodem cierpię, czy się ogniem palę,
Nie wiem, i nie chcę znać wcale.....
Tak jest. I zresztą walczyć z nią daremnie!
Bo odkąd światłom ujrzał, ona we mnie
Z dnia w dzień z mym wzrokiem razem podrastała
I choć ztąd zawód mam i wiele nędzy.
Myślę, że może żądza ta, nie prędzej
Aż razem z duszą wyjdzie z mego ciała.....
A jednak — cóż mi za chwała
Jeśli po śmierci mojej mię kto wspomni?
Więc wiedzcie o tem potomni:
Że w chwili, w której zgon za życie mienia,
Człek prawdzie służyć chce, nie złudom cienia!

Więc znów miłosna żądza którą płonę
Tamtej mię Wielkiej odejmuje Sprawie —
I chociaż śpiewem ją sławię,
Ni spokój z tego mam, ni powab Chwały!
Gdyż mię ku Laurze oczu jej bezprawie,
Chmur niepogodą nigdy nie zmącone,
Uparcie wabi w jej stronę.....
Zaczem — gdzież moce, coby dokazały
Nie dać mi tego: że się ja niestały