Strona:PL Felicyana przekład Pieśni Petrarki.djvu/062

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Znać tu już, to lepsze, to gorsze usposobienie — ale zwłaszcza zapóźniony wiek poety. Ciężarem lat i zawodów ku ziemi przygięty, ożywia się tylko jeszcze o Laurze swojej wspominając. Wtedy to, wyjątkowo, i ogień dawny, i uczucie tkliwe, z pod pióra mu się niejako wykrada.
Jest tych Zwycięztw Sześć. Pierwsze, w czterech Rozdziałach, opiewa Królowanie Miłości. Rodzajto pochodu za przewodem Amora, ciągnącego ku Cyprowi. Z nader mozolnym popisem erudycyi, wyszczególnieni tu są wszyscy kochankowie, którzy kiedykolwiek na ziemi słynęli, a między niemi i sam poeta, jako jeniec Laury. Stanąwszy na miejscu, Amor wyzywa do walki Laurę, która z niej wychodzi zwycięzko i to stanowi Tryumf Czystości. — Ztąd, już nie pod wodzą Amora lecz Laury, zdąża się ku Bajom — następnie do Rzymu. Pełno wszędzie niesmacznego uzmysłowiania uczuć, wrażeń, przymiotów i cierpień duszy, przypominającego opłakanie nudną machinę Henryady. — Dalej, w dwóch Rozdziałach, ciągnie się Zwycięztwo Śmierci. Laura tu z Rzymu do Prowancyi wraca, aby z kolei w śmierci przemoc znaleźć. Ku końcowi, w bardzo pięknym ustępie, opowiada Petrarka swoje widzenie skonania Laury, nocy tej samej, kiedy zdala od niego żyć przestała. — „Śmierć — mówi — dotknęła tylko jej słonecznych splotów, i oto padł ten kwiat cudowny... Nie zgasła — tylko zwolna się wytliła... Rozradowana dusza jej odeszła w spokoju... Nie bladą była, ale białą, jak bywa śnieg spadły wśród ciszy... Spoczęła tylko, jak ktoś utrudzony... Zdawało się, że to tylko sen przymyka jej oczy — a ona już zbudzić się nie miała... Doprawdy — śmierć wydawała się piękną na jej pięknej twarzy...“ — Dodaje, że tegoż dnia i o tej godzinie ją stracił, kiedy i ujrzał po raz pierwszy. — Idące potem w trzech Rozdziałach Zwycięztwo Sławy, jest tylko rozwlekłem wyliczeniem wszelkiego rodzaju znakomitości ziemskich: wojowników, dziejopisarzy, mędrców i poetów — Greckich, Rzymskich, Biblijnych, barbarzyńskich, i wreszcie nowszych. Wpośród tych ostatnich, mieści Petrarka ukochanego swego Króla Roberta, o którym twierdzi, że — w szlachetnem działaniu, miał wzrok nietylko orli, ale i argusowy“ — a także Kardynała Jana Colonnę, Wspaniałego — jak powiada — szlachetnego, niezłomnego, hojnego.“ — Dalej, przez cały jeden rozdział, rozprawia jeszcze słońce o swojem długotrwaniu, i to stanowi Zwycięztwo Czasu, aż wreszcie godzi rzecz całą Tryumf Wieczności, której nic już zwalczyć nie jest w stanie. — Dodać tu należy, że przez ca-