Strona:PL Felicyana przekład Pieśni Petrarki.djvu/008

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

w niego pewność: że właśnie nie co innego jak ono stać się ma odtąd życia jego powołaniem — że od niego tylko najwznioślejszych spodziewać się winien zachwytów, któremi zyskawszy sławę, przez nią szacunek Laury sobie zdobędzie, a z nim i własny spokój swój na ziemi. Natchnienie to, przeważnie ku poezyi miłosnej geniusz jego skłoniwszy, tem samem zwrócić go musiało ku sztuki Prowansalskiej wzorom, naonczas bardzo jeszcze świetnym, pomimo, że się już ten kierunek zwolna po przesady bezdrożach obłąkiwać poczynał — co nawet na tak starannie uprawiony umysł jak był Petrarki, nie omieszkało wywrzeć rozkładającego wpływu. W każdym razie, korzyść z tego dla narodu włoskiego ta wypadła, że Petrarka, pozazdrościwszy Truwerom zasłużonego zkądinąd nie tylko na dworach pańskich ale po zaściankach nawet i zagrodach wiejskich rozgłosu, sam też zapragnął, równie jak oni, nietylko pomiędzy uczonymi zasłynąć szeroko. Drogą zaś ku temu nie była już łacina, ale tak zwany język powszedni (lingua volgare). Ten więc: że poezyami swemi powszechnie upodobanemi do życia rozgłośnego powołał, niezaprzeczoną jest Petrarki zasługą. Dantego wprawdzie miał on przed sobą, ale tamten, więcej w dramatycznym i bohaterskim, szukającym siły kierunku, Petrarka zaś, raczej do miękkich, wdzięcznych form lirycznych, język włoski urobił. Zresztą, na innem miejscu obszerniej się o tem rozpowie.

Z miłością swoją próżno walcząc, w nauce nasz poeta szukał ukojenia. Gdy i ta mu wystarczać przestała, przedsięwziął z miejsc ukochanych w świat gdzieś na długo odbiedz. Czas jakiś podróżował po Prowancyi, — ale i to jeszcze zablizko mu się wydało. Więc do Paryża się wybrał — ztamtąd do Flandryi, Brabantu i do Niemiec. W lat cztery potem, widzimy go znowu w Awinionie. W tedy kilka nowych stosunków zawiązał, które mu na resztę życia za najmilsze starczyć miały. Tu zaliczamy niejakiego Lelio — w którego domu, snać w pobliżu mieszkania Laury, niejedną słodką spędził chwilę[1] — ale osobliwie Sennuczia del Bene, tego tkliwego powiernika, który w kilku dziwnie pięknych jego pieśniach wiecznie odtąd żyje. — I oto znowu, na miejscu usiedzieć nie mogąc, Petrarka Rzym zapragnął po raz pierwszy oglądać; z tej podróży jednak jedyną mu korzyścią

  1. Jak o tem z żalem wspomina w Sonecie 198-ym.