Przejdź do zawartości

Strona:PL Faust II (Goethe, tłum. Zegadłowicz).djvu/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wenus zapładnia nas tęsknotą
o każdej porze dnia i nocy;
panieńska Luna ułudnie kaprysi
zwłaszcza, gdy wdzieje swój kołpaczek lisi,
Mars godzi silą w nas, a pięknem Jowisz
i Saturn — choć go ledwo okiem złowisz;
metal nieosobliwy w nim, choć przecie
waga jego dosadna we wielkim wszechświecie.
Ba! gdy się słońce z księżycem skojarzy
— więc złoto z srebrem w godnie lśniącym chórze —
wtedy jest szczęsny czas — wszystko się darzy
w tej złotosrebrnej, dźwięcznej konjukturze:
masz i pałace, skarbce, wirydarze,
strome piersiątka i nadobne twarze.
Dla nas ta droga niezdobyta, płona,
lecz ten mąż światły sprawi to, dokona!

CESARZ

Słucham z wzmożoną uwagą,
jak dziarsko słowem szermuje —
mówi z sensem i powagą,
lecz mnie to nie przekonuje.

POMRUK TŁUMU

1. Cóż nam z tego — banialuki!
2. Sciencja kalendarzowa!
3. Chemiczne szalbierskie sztuki!
4. Stare głupstwa — kusa mowa!

MEFISTOFELES

Oto stoi cała sfora
w niepewności głuchej, marnej;
jednym śni się mandragora,
drugim pies kudłaty, czarny.
Łatwo mówić —: „czarnoksięstwa —
sprawa czarcia — rzecz przeklęta —“